Prim czuła się jakby
ktoś przydzwonił jej młotkiem w głowę. Mimo wielkiego zmęczenia miała wrażenie, że jej
świadomość wraca do rzeczywistości.
Powoli otworzyła oczy i pierwsze co zobaczyła to twarze Anabelli,
Jacka, Dogga i Zane'a. Wśród nich pojawiło się poruszenie.
Słyszała, że coś mówią, ale nie mogła ich zrozumieć. Ich
głosy brzmiały niewyraźnie, jakby znajdowały się pod taflą
wody.
Potem zorientowała się,
że jest jeszcze w sterowcu. Odetchnęła z ulgą. Więc to był
tylko zły sen – pomyślała.
Chciała się podnieść
i usiąść obok przyjaciół, aby móc dołączyć do rozmowy. Oparła się na jednej ręce, a potem chciała podeprzeć na
drugiej.
Nie mogła.
Zamarła. Zaczęła
ciężko oddychać, a przez całe ciało przeszły drgawki. Powoli
unosiła rękę, której nie czuła w pełni. Aż w końcu jej
oczy zarejestrowały brak lewego przedramienia. Wydała z siebie
głośny, przeraźliwy krzyk, przekształcający się w histeryczny
płacz. Anabella usiadła za głową Prim, i objęła przyjaciółkę delikatnie
kołysząc na boki.
– Już dobrze –
szepnęła głaszcząc ją po głowie. – … dobrze...
Prim nie mogła uwierzyć,
że jej największy koszmar okazał się prawdą.
Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie.
Nie mogła stracić ręki. Jak miała sobie poradzić? Jak miała walczyć? Stanie się nie potrzebna. Nie chciała zaakceptować tego losu.
Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie.
Nie mogła stracić ręki. Jak miała sobie poradzić? Jak miała walczyć? Stanie się nie potrzebna. Nie chciała zaakceptować tego losu.
Po dziesięciu minutach
Anabelli udało się uspokoić Primumye, choć jeszcze chwilami trochę
chlipała. Po usłyszeniu tysięcy zapewnień od każdego z
przyjaciół, powoli sama zaczęła wierzyć, że może będzie
dobrze.
– Gdzie Luna? –
Zapytała słabym głosem. Od niej najbardziej w świecie zapragnęła
usłyszeć coś dobrego.
– Poszła z Alexem do
wioski. Pakują trupy Devilry'ów.
– Victoria nie żyje?
– Luna ją zabiła i
jeśli cię to pocieszy, umierała w katuszach. – Dogg posłał Lauderowi ciepły uśmiech.
– Rozumiem... –
powiedziała ciszej. Czuła jak powieki stają się cięższe.
Chciała z tym walczyć, ale silna wola przegrała ze słabością
ciała. Szybko odpłynęła.
– Zasnęła? – Zdziwił
się Zane.
– Jest wykończona i straciła dużo krwi. To normalne, że
zasłabła. – Anabella wzięła między palce topazowy kosmyk,
który wkradł się na twarz Prim i założyła go za ucho.
– A właśnie –
przypomniał sobie Jack i wyciągnął z kieszeni kulę Alarica. –
Anabello, wiesz co to możesz być?
– Skąd to masz? –
Zapytała wystraszona. Doskonale pamiętała co Victoria zrobiła z tą kulą i małym chłopcem. Użyła jej do wyssania duszy.
– Nasz Devilry miał to
przy sobie. Luna mi powiedziała, że Victoria użyła identycznej
kuli do walki.
– Co za... – Anabell
zacisnęła dłonie w pieści. Nie mogła tego zrozumieć jak można
było wykorzystać niewinnych ludzi do walki. Zużyła czyjeś życie
według swojego kaprysu. Wzięła głęboki oddech i odczekała
chwilę, aż emocje ostygną. W końcu udzieliła odpowiedzi na
pytanie: – Wydaje mi się, że w tym są uwięzione dusze ludzi z
osady i żołnierzy Krainy Światła.
– To ma sens. Dlatego
myśleli, że naszym przeciwnikiem jest Pożeracz. – Wtrącił
Dogg.
– Ale po co dla Devilry
ludzkie dusze? – zapytał Zane.
– Mogły być potrzebne do
jakiegoś czaru. Istnieje wiele zaklęć, gdzie kartą przetargową
jest życie.
Anabella uważała, że
to faktycznie ma najwięcej sensu. Raczej z innego powodu żaden
Devilry nie fatygowałby się, aby zbierać ludzkie dusze. Tylko do
jakiego zaklęcia były im aż tak bardzo potrzebne?
Na pokład sterowca
wszedł jeden z żołnierzy, który towarzyszył Alexowi. Niósł
wielki wór na plecach. Krzyknął w stronę drzwi gdzie ma rzucić trupy. Zane, Dogg, Jack i Anabelle równocześnie syknęli znane
wszystkim Ćśśś... Żołnierz speszył się i szybko
przeprosił. Kompletnie zapomniał o bezrękiej śpiącej
dziewczynie. Za Luną nikt na statku nie przepadał, ale ta niewinna
dziewczyna nie zrobiła nic złego. Kiedy przylecieli po szóstkę,
nie było osoby, która nie współczuła Prim. Żołnierz zostawił
worek za drzwiami, w magazynie.
– Możemy zaraz wyruszać
do Stolicy. – Alex wszedł na pokład sterowca razem z Luną.
Luna skinęła głową.
Alex udał się do kabiny sterowniczej, a ona do przyjaciół.
Stanęła między nimi i dowiedziała się, że w międzyczasie Prim
raz się przebudziła.
– Dlatego powinniśmy
chrzanić stolicę i wrócić na Księżycową Wyspę –
zaproponowała Anabella, mając na uwadze dobro Prim.
– Nie ma takiej opcji. –
Odparła Luna twardo.
– Sprawę z Devilry
wyjaśni się później. To nie piekarnia. Najważniejsze jest
zdrowie Prim.
– Wyruszamy do Stolicy.
~*~
Kiedy król usłyszał,
że Luna zdążyła się już uporać z Pożeraczami Dusz, kazał
całemu dworowi przygotować się na ugoszczenie Księżycowej
Księżniczki. Zwiększył straż trzykrotnie (przezorny zawsze
ubezpieczony), ale w prawdzie niewiele mógł zrobić tak wcześnie
rano. Powoli dochodziła godzina czwarta. Większość pałacu
jeszcze smacznie sobie spała. Kazał zbudzić jedynie Ruperta.
Obaj czekali cierpliwie w
sali obrad, aż gość w końcu się zjawi. Rupert nie był z tej
wizyty zadowolony. Przedwczoraj udało mu się uniknąć spotkania z
Luną. Miał nadzieje, że tym razem też tak będzie. Jednak życie
nie jest takie kolorowe. Będzie musiał oglądać twarz kobiety,
którą gardził najbardziej na świecie.
Puk-puk.
Straże rozstawione w
całym pomieszczeniu skupiły wzrok na drzwiach, które powoli się
otwierały. Pierwszy wszedł Alex i zapowiedział gości.
Luna i Dogg stanęli
przed obliczem króla. Białowłosy miał przerzucony przez plecy
czarny wór, który zaczął powoli śmierdzieć. Oboje wyglądali na
zdenerwowanych i nienastawionych przyjaźnie.
– Przywieźliście nam
ciała Pożeraczy? – zadrwił Rupert.
– Przywieźliśmy wam
ciała dwóch Devilry – powiedziała lodowatym tonem Luna.
Rupert zaśmiał się
głośno słysząc bzdury wygadywane przez gwiezdnowłosą. Uderzył parę razy ręką w stół i zawołał donośnie:
– Słyszałeś to ojcze?
Devilry u nas? Ha ha ha. Ojcze? – Odwrócił się ojca króla, ale
jemu nie było do śmiechu. Wyglądał na zabój poważnie.
– Zrobimy badania i się
okaże czym są te istoty. – Powiedział wstając z krzesła. Zwrócił się do jednego ze strażników: – Idź i
obudź zespół od spraw magicznych.
– Wierzysz im? –
szepnął Rupert.
– Biorąc fakt co się
ostatnio wyprawia, tak. – Odpowiedział równie cicho.
Strażnik opuścił
szybko pomieszczenie. Luna oznajmiła od razu, że ma zamiar być
przy badaniu. Na pewno nie pozwoliłaby na zatajenie wyników. Worka
też nie pozwoliła spuścić choć na chwilę z oczu.
– Jeżeli to prawda –
Luna zajęła miejsce naprzeciwko króla, Dogg stanął za nią –
jak mam to potraktować? Chcesz ze mną wojny?
– Gdybym chciał z tobą
wojny, zaatakowałbym twoją wyspę. Nasz konflikt trwa sześć lat.
Chcę go w końcu zakończyć. Nasz sojusz może dla mnie i dla
ciebie przynieść korzyść. A tym bardziej, że jest mi bardzo na
rękę. Spójrz, zrobiłaś coś z czym żołnierze Ruperta zmagali
od tygodni.
– Słyszysz Dogg –
powiedziała Luna. – Chcą zgody. – Uśmiechnęła się
pobłażliwe do króla. – Jeśli te dwa stwory to Devilry,
zapłacisz mi tyle ile będę chciała i spełnisz każdą moją
zachciankę. W takim razie zapomnę o tym co zrobiła Richelle.
– Nie pozwalaj sobie. –
Rupert spojrzał na Lunę srogo. – My pamiętamy, że zniszczyłaś
Rosalię.
Luna wywróciła oczami.
– Zgoda. – Powiedział
Król. – Ty straciłaś kogoś bliskiego, my też. Rachunki
wyrównane.
– Ojcze! – Wtrącił
zdenerwowany Rupert. – Nie możesz używać Rosalii jako karty
przetargowej do zawarcia sojuszu. Skazujesz naszą Krainę na upadek.
Wtedy pojawił się
strażnik i poinformował, że załoga jest już gotowa do
przebadania zwłok. Wszyscy opuścili pomieszczenie i w eskorcie
strażników udali się do laboratorium.
Dogg szedł ramię w
ramię z Luną.
– Jak mogłaś zgodzić
się na coś takiego? – szepnął.
Dogg miał na myśli zgodę z Królem Światła.
Dogg miał na myśli zgodę z Królem Światła.
– Wszystko ci wyjaśnię
jak już dostanę to czego chcę. Mam plan.
~*~
Eve – złotowłosa
kapłanka, łączniczka z Bogiem Słońca właśnie odprawiała
poranny obrzęd, który codziennie zaczynał się o piątej rano. O
tej porze nikt z rodziny królewskiej nie przybywał na sakrament.
Jednak ona sama nie mogła go odpuścić.
Świątynia Eve była
główną świątynią w państwie, gdzie raz do roku otwierano bramy
pałacu i wpuszczali wszystkich obywateli oraz ludzi wierzących w Boga
Słońca. Zaszczyt w służeniu w najważniejszej ze świątyń
przypadł jej dzięki temu, że jako jeszcze uczennica, kapłanki-nauczycielki widziały w niej wielki potencjał. Jedna z nich, która
urzędowała w pałacowej świątyni wzięła pod swoje skrzydła
Eve. Niestety jej nauczycielka zmarła dwanaście lat temu.
Kapłanki nie miały
żadnych specjalnych mocy. Tak samo Eve, ale za to była bardzo mądrą
kobietą. W końcu przeżyła czterdzieści trzy wiosny. Była także
doradcą Króla Światła. Pomagała mu podejmować trudne decyzje. W
prawdzie to był jej pomysł, aby pogodzić się z Luną. Może nie
do końca jej – pewnego dnia przyśniło jej się, że Bóg Słońca
chciał zawiązać pakt z Boginią Nocy. Jednak nigdy nie doradziła
źle.
Gdy ostatnio złe rzeczy
działy się w kraju, król opierał swoje postępowanie na radach od
Eve. I za każdym razem gdy ich posłuchał, problem rozwiązał się
szybko. Tak samo było w przypadku Luny.
Oprócz doradzania Królowi, rozmów z Bogiem Słońca i odprawianiem
obrzędów opartych na modlitwach, zadaniem Eve było też pilnowanie
boskiego kryształu – Magicznego Kamienia Słońca. Kryształ
wyszlifowany na kształt Słońca z ostro zakończonymi
promienieniami lewitował nad piedestałem i cały czas świecił
jasnym blaskiem jak samo Słońce. Był jednym z arcypotężnych
kamieni – zesłany na świat przez samego Boga. Każdy kto go
dzierżył – niekoniecznie Diviser – zyskiwał moc równą Bogu.
To dzięki niemu, sześć
lat temu udało się okiełznać Lunę. Przyszła Królowa Richelle
użyła go, by obronić wszystkich, jednak musiała ponieść karę
za chęć bycia równym Bogu.
Korzystanie z
arcypotężnych kryształów zawsze ma swoją cenę. Indywidualną
do każdej innej osoby.
Kiedy Eve skończyła
obrzęd, usiadła na swoich łydkach przed boskim kryształem i oddała
mu hołd. Usłyszała ciche kroki. Miała gościa w świątyni i
chociaż starał się pozostać niezauważony, to echo stawianych kroków go zdradziło.
– Wybacz. Nie chciałam
ci przeszkodzić. – Richelle ukłoniła się przed kryształem.
– Wcześnie wstałaś
pani. – Zauważyła Eve. Odwróciła się do przyszłej
królowej. – Czy jest coś co cię martwi?
Richelle przeczesała
palcami pasma jasnobrązowych włosów. Z nieśmiałością
powiedziała:
– Miałam dziwne złe
przeczucie dzisiaj w nocy. Nie mogłam spać. Często meczą mnie
koszmary, ale tym razem czuję, że to coś innego.
– Może dlatego, że w
pałacu zjawiła się Luna.
– Co? – Puls Richelle
przyśpieszył. Już wiedziała dlaczego Rupert dostał tak wcześnie
rozkaz pojawienia się w sali obrad.
– Podobno zajęła się
Pożeraczami Dusz w trzy godziny. Niesamowite.
Richelle nic nie mówiąc
ukłoniła się kapłance, po czym odwróciła na pięcie i wybiegła
prędko ze Świątyni.
~*~
Zespół badawczy był
zniesmaczony, kiedy zobaczył w jakim stanie są zwłoki. Nie
chodziło o smród, a o wygląd potworów. Jeden miał urwaną rękę,
a ta z kolei tkwiła w jego gardle, drugi zaś miał wielką dziurę
w brzuchu, a jego trzewia rozlane były po całym worku. Z wyrzutem
spojrzeli na Lunę i jej towarzysza.
Król stał obok i
zmarszczył brwi kiedy odór doszedł do jego nozdrzy. Gdy worek był
zamknięty, smród był nieco mniejszy.
Zespół badawczy pobrał niewielką
próbkę z ciała trupów, aby mogli ustalić jak wielka była moc magiczna i do
jakiego gatunku należała. Nawet nie wypakowali zwłok z worka.
Woleli oszczędzić tego widoku dla króla i jego syna.
– Dlaczego to tak
śmierdzi? – Skrzywił się Rupert.
– Krew szybko się
rozkłada. Do tego te flaki.... wnętrzności zawsze walą –
wyjaśnił Dogg.
Rupert skrzywił się
jeszcze bardziej. Świetnie – pomyślał. – Flaki.
– Panie – odezwał się
jeden z naukowców – niestety, ale pani Luna miała rację. Te
stwory to Devilry.
Rupert nie krył
zdziwienia. Myślał, że Księżycowa Księżniczka kłamała i cały
czas grała na zwłokę.
– Jesteś pewien? –
Dopytał Rupert, gdyż król dalej analizował informacje.
– Tak. Nie ma mowy o
pomyłce.
– W takim razie... –
Król Światła stanął przed Luną i skłonił się. Spojrzał na
Ruperta i kazał mu uczynić to samo. Chcąc nie chcą, musiał
posłuchać się swojego króla. – Przepraszam. To była nasza
niekompetencja. Wysłaliśmy cię ze złymi informacjami. A mimo to
spisałaś się doskonale i nikt nie ucierpiał.
Luna patrzyła ze
zdziwieniem na Króla Światła. Był to człowiek honoru i zawsze
trzymał się danego słowa, ale aby ukłonić się przed wrogiem?
Tego się kompletnie nie spodziewała. Powinna z niego zaszydzić –
tak na pewno by zrobiła, gdyby nie była w tym momencie bardzo zmieszana.
Spojrzała na Dogga, który był tak samo zaskoczony zachowaniem
władcy.
– Właściwie, nie do
końca nikt nie ucierpiał – powiedziała Luna przymykając oczy. –
I wykorzystam to jako część naszej umowy – mówiła. Pierwsze
czego sobie zażyczyła to stałej dostawy jedzenia, alkoholi i wody
pitnej. Po drugie, chciała raz na miesiąc mieć krawcowe do swojej
dyspozycji. Ubrania miały być szyte dla niej i jej ludzi na miarę,
oraz z takich materiałów jakie sobie zażyczą. Chciała też
pieniędzy. Miało jej starczyć na własny sterowiec, a na także
podróże. Do tej pory wymagania Luny były do przyjęcia. Nawet
Rupert się zgodził. – Chcę też poruszać się po Krainie
Światła bez przylepki „przestępca”.
Król skinął głową,
zgadzając się na ten układ.
– Czegoś jeszcze sobie
życzysz? – Zapytał Rupert siląc się na udawaną uprzejmość.
– Tak. Najważniejszą
rzecz zostawiłam na koniec. – Król i książę z wyczekiwaniem
czekali na ostatnie życzenie Luny. – Chcę dostępu na teraz do
Fabryki Lauderów.
– Nie ma mowy! –
Zaprotestował Rupert.
Król zlustrował Lunę.
Nie podobało mu się to żądanie, zwłaszcza, ze Fabryka była pod
ścisłą ochroną. Był to główny dochód Krainy. Jednak sam
zaproponował, że dostanie wszystko, czego tylko sobie zażyczy.
Będzie musiał postawić swój honor ma szali.
– Po co? – Zapytał
srogo Król.
– Jak mówiłam, nie
wszyscy wyszli z tej bitwy cali. Mój Lauder został uszkodzony.
– Więc chcesz nowego
Laudera? – Rupert odetchnął z ulgą. – To może chyba dostać?
Król spojrzał
zaskoczony na swojego syna. Nie spodziewał się takiej
przychylności. Uśmiechnął się widząc jego poprawę stanowiska.
Może w końcu zrozumiał, że Luna jako sojusznik może umocnić ich
pozycję, a nawet dorównać wyniosłości Krainy Płomieni.
Dogg spojrzał na Lunę z
wyrzutem. Już drugi raz go dzisiaj zawiodła. Najpierw ten śmieszny
pakt, a teraz chciała wymienić Prim na nowszy model. Nie mógł w
to uwierzyć.
– Nie chcę nowego
Laudera – powiedziała ostro Luna krzyżując ręce na piersi. –
Chcę, aby naprawili mi mojego Laudera.
Po tych słowach białowłosy odetchnął z ulgą. Skarcił siebie w myślach, że mógł tak pomyśleć o Lunie. Przecież znał ją tyle lat. Jak przez jeden krótki moment mógł w nią zwątpić? Wiedział, że wszyscy jej towarzysze są dla niej najcenniejsi.
– Dużo będzie z tym
zachodu. Z tego co pamiętam, jest z pierwszej generacji. Lepiej weź
nowego. Nie udawaj już, że tak bardzo zależy ci na innych. Po co
trzymać przy sobie wadliwych ludzi?
Rupert zmierzył wzrokiem
Lunę. Król szybko cofnął swoje myśli o synu sprzed chwili. Mimo
tego, że liczył prawie trzydzieści lat, w stosunku do Luny nigdy
nie będzie profesjonalny. Zastanawiał się czy ten fakt nie skreśla
go na bycie zastępcą jego wysokości.
–Dwa dni temu widziałam
twojego syna – zaczęła Luna – i zauważyłam, że nocą traci
blask. To jakiś defekt, tak? Skoro uważasz, że nie warto trzymać
przy sobie wadliwych ludzi, to po co go tu trzymasz? Zrób sobie nowe, lepsze dziecko.
Rupert nic na to nie
odpowiedział. Pojawienie się pulsujących żyłek na twarzy złotowłosego wymalowanej złością uznała jako zwycięstwo.
– Dostaniesz pozwolenie
na uleczenie swojego Laudera. Ale tylko na to. Zaraz polecę służbie,
aby przygotowali ci mój emblemat z listem. Dzięki temu będziesz
miała wstęp do fabryki. Ale nic więcej związanego z Fabryką
Lauderów.
Luna wyciągnęła dłoń
przed siebie i uśmiechnęła się. Król niepewnie ją uścisnął.
– Złam jedno z moich
warunków – powiedziała nieco ciszej – a będziesz tego żałować.
Luna i Dogg opuścili
Króla i jego syna. Rupert z ciekawości podszedł do stołu gdzie
dalej leżały zwłoki. Zajrzał do worka, a po jego ciele przeszedł
dreszcze na widok wepchniętej ręki do gardła jasnowłosej kobiety.
Zastanawiał się czy to nie miało być jej aluzją do ostrzeżenia.
Bo jak tak, to pasowało idealnie.
– Ojcze... – zaśmiał
się nerwowo – może faktycznie takiego potwora dobrze mieć przy
sobie. Mam nadzieję, że Rosalia nam wybaczy.
Zamknął worek.
Dogg i Luna wyszli na
zewnątrz i czekali, aż jakiś sługa przyniesie emblemat króla.
Przed nimi znajdował się piękny, kwiatowy ogród. Sterowiec był zakotwiczony po
drugiej stronie pałacu.
Przez ogród przemknęła
szybko Richelle, ciągnąc wpół śpiącego synka za sobą. Kiedy
tylko usłyszała, że Luna tutaj jest, zabrała go z jego sypialni i
w towarzystwie strażników poszła znaleźć Ruperta. Czuła, że
tylko przy nim są bezpieczni.
Chłopiec przetarł
zaropiałe oczy i ziewnął przeciągle. Świecące blond włosy były
rozczochrane, ale co to dla chłopca. Spojrzał w bok i znowu ją
zobaczył. Pani Galaktyka! – pomyślał, ale nie miał
odwagi powiedzieć o tym matce. Gdy ostatnim razem o niej mówił
bardzo się wściekła. Więc zachował to dla siebie. Pomachał do
niej uśmiechając się szeroko.
Luna odmachała chłopcu.
– To jest syn Ruperta? –
zapytał Dogg.
– Aha. Pamiętasz jak
miałam ci coś powiedzieć? Że mam plan? – Dogg spojrzał na nią
pytająco. – Łatwo byłoby teraz zabić Richelle. Ale ona wcale by
nie cierpiała tak jak ty, czy ja. Powinna poznać jak smakuje utrata
bliskiej osoby.
– Chcesz zabić
dzieciaka?
– Nie. Chcę, aby stał
się taki jak jak. – Patrzyła na chłopca, który wydawał się
bardzo podekscytowany. – Ma do tego potencjał.
Na twarz Dogga wkradł
się uśmiech pełen satysfakcji.
Chwilowo będę miała mniej czasu niż zwykle gdyż... co tydzień mam dość ważne zaliczenie pediatrii z bardzo specyficzną kobietą. Można mieć u niej dwóje, bo wylicza średnią, ale jak ci nie wyjdzie średnia 3,0 to do zobaczenia w lutym :D Więc lipa. Plus, bardzo mnie nie lubi XD
Jejku! Ja myślałam, że nie było mnie dwa tygodnie... a tu mnie nie było prawie dwa miesiące! Jak ten czas szybko leci, kiedy nie ma się na nic kompletnie czasu. :D
Hmmm... Ktoś z Was jest ciekawy Fabryki Lauderów? Już w następnym poście będziecie mogli ją zobaczyć oczami wyobraźni. Powoli wprowadzę was w mój świat i w bohaterów. :DChwilowo będę miała mniej czasu niż zwykle gdyż... co tydzień mam dość ważne zaliczenie pediatrii z bardzo specyficzną kobietą. Można mieć u niej dwóje, bo wylicza średnią, ale jak ci nie wyjdzie średnia 3,0 to do zobaczenia w lutym :D Więc lipa. Plus, bardzo mnie nie lubi XD
Weit, weit, weit. Prim jest wytworem fabrycznych eksperymentów króla? Jakie science fiction. XDD Więc tak, jestem bardzo ciekawa fabryki. Powiem ak, coraz bardziej lubię Lunę. Potrafi się targować i jest kurde na swój sposób straszna. xD Co ona zrobiła, że tak jej wszyscy nienawidzą i gardzą, nie lubią i brzydzą, i co tam jeszcze? Zwłaszcza Rupert. Król jako tako okazuje jej szacunek, ale syn to już naprawdę. Złamała mu serce, czy co? I... słodki chłopiec, co ona chce zrobić ze słodkim chłopcem, że nawet Dogg się szczerzy? O rany, już sobie wyobrażam rodzinę królewską, kiedy odkryją, że najmłodsze dziecię jest takie jak znienawidzona Luna? I na czym by to polegało? Będzie mieć magiczne moce i gwiezdnowłosą fryzurę? :D
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za zaliczenie, a Ty trzymaj za moje, dobrze? xD
Weny, pozdrawiam. :D
Nie ma to jak zapisać wait przez "e". xD Nienawidzę niemieckiego. Kiedyś na lektoracie z angielskiego wymówiłam Mp3: EmPeDrei xD
UsuńNie uczyłam się niemieckiego więc nawet nie zauwazyłam xD
UsuńPewnie na tym lektoracie to wykładowca miał z siebie ubaw :D
Tak, Prim jest sztucznym człowiekiem. Mowa o tym była chyba w pierwszym czy w 2 rozdziale jak pisałam czym jest Lauder xD
Z chłopcem i planem Luny to powiem Ci, że trafiłaś :)
Będę trzymać kciuki za Twoje zaliczenia. Trzeba się wspierać!
Również pozdrawiam!
Dzięki za info! :D
OdpowiedzUsuńOjej, świetny rozdział! Powiem Ci, że do tych politycznych niuansów w powieści masz lepszy talent niż ja! xD Mi to jakoś nigdy nie wychodzi ;/ No ok, wiadomo, jesteśmy ciekawi! Jak to czytelnicy xD
Kocham Lunę! Serio! Jest boska!!!! I trochę mnie przeraża, ale w sumie bardziej ją uwielbiam!
Podobała mi się jej rozmowa z królem. W końcu już ogarniam temat, więc jak się wciągnęłam... a tu bum i koniec... Świetnie budujesz napięcie! Nie mogę doczekać się kontynuacji!
Co do kom u mnie: No wiem, że nie to miałaś na myśli, ale Cię podpuszczałam xD
Pozdro!
K.L.
Dalej żal mi Prim, ale dobrze, że można ją... naprawić. o.O Zupełnie nie pamiętałam, że nie jest takim normalnym "człowiekiem". :o
OdpowiedzUsuńSprawa z Fabryką zapowiada się ciekawie. :D
A plany co do syna Ruperta... Hm, cóż z tego wyniknie?
"zacisnęła dłonie w pieści" - pięści.
OdpowiedzUsuńCóż, nie będę ukrywała, że nadal gubię się w postaciach i nadal są oni przedstawiani na zasadzie "pojawił się i powiedział" i nie ma w opisywaniu akcji niczego co by mi pozwoliło bohaterów kojarzyć, pomogło w zapamiętaniu ich.
Podobał mi się za to tekst o naprawie tego robocika i porównanie go do dziecka, które też jest zepsute. Powiem, że zupełnie się w tym nie zgadzam, bo co innego rzecz martwa, jakiś robokop, a co innego człowiek, zwłaszcza taki, w którego żyłach płynie nasza krew, którego wychowujemy.
Myślę, że w twoim opowiadaniu też mi ciężko się jest przestawić, że te roboty żyją, myślą, mają jakąś duszę, bo mają, nie? Czy nie mają? Są jakoś zaprogramowane tylko?
Pozdrawiam
PS. Jedno z moich opowiadań niedługo zostanie ukończone. Byłoby mi miło gdybyś na nie zajrzała. Serdecznie zapraszam.
„Zostaw uchylone...”
Skomentuje po pracy, a teraz tak na szybko. Ostatnia wypowiedziec masz tam dwa razy "jak jak" zamiast "jak ja" ;)
OdpowiedzUsuńWciaz sie gubie w postaciach. Tutaj juz calkiem sie zgubilam, zwlaszcza przy tych opisach krola, paktu, bogow itp. nie wiem czy wspominalam wczesniej, ale wciaz nie robi na mnie wrazenie zagrozenie jakie powinnam odczuc przez te koflikty. Po prostu nie wiem jak to dziala wszystko. Nie wiem, kogo na co stac i kto tak naprawde jest dobry. Moim zdaniem przydaloby sie teraz uspokojenie akcji i wprowadzenie nas w... Ustroj krajow?
Jeju, nawet sobie nie wyobrażam, co musi czuć wojownik, który nagle traci kończynę. W takich okolicznościach Prim rzeczywiście może stać się teraz niepotrzebna. No bo w jaki sposób miałaby walczyć bez ręki? Ciekawa tylko jestem, jak oni się nią zaopiekowali, że mimo takiego urazu zdołała przeżyć. Ale nie będę tu szukać logiki, bo pewnie ma to jakiś związek z tymi nadprzyrodzonymi zdolnościami bohaterów xD
OdpowiedzUsuńZ początku nie bardzo rozumiałam, czemu Luna nie cieszy się sympatią, ale potem zaczęłam dostrzegać, że może być bardzo cięzka w kontaktach z innymi ludźmi. Nie dziwię się, że stawiała królowi warunki – w końcu wykonała trudniejszą misję, niż ta na którą się umawiali – ale to, że miała ochotę go wyśmiać za ten ukłon było już dość wymowne. Mam wrażenie, że to taka postać, która musi zawsze postawić na swoim. A to może denerwować innych ludzi xD Aczkolwiek miło z jej strony, że nie chciała wymienić Prim i tak się nią przejęła. Jestem ciekawa, co to za Fabryka i co Luna zamierza zrobić z tym chłopcem. Może być ciekawie ;D
Lecę dalej! ;*