sobota, 19 listopada 2016

Rozdział 3.1: Fabryka Lauderów

Prim czuła się jakby ktoś przydzwonił jej młotkiem w głowę. Mimo wielkiego zmęczenia miała wrażenie, że jej świadomość wraca do rzeczywistości. Powoli otworzyła oczy i pierwsze co zobaczyła to twarze Anabelli, Jacka, Dogga i Zane'a. Wśród nich pojawiło się poruszenie. Słyszała, że coś mówią, ale nie mogła ich zrozumieć. Ich głosy brzmiały niewyraźnie, jakby znajdowały się pod taflą wody.
Potem zorientowała się, że jest jeszcze w sterowcu. Odetchnęła z ulgą. Więc to był tylko zły sen – pomyślała.
Chciała się podnieść i usiąść obok przyjaciół, aby móc dołączyć do rozmowy. Oparła się na jednej ręce, a potem chciała podeprzeć  na drugiej.
Nie mogła.
Zamarła. Zaczęła ciężko oddychać, a przez całe ciało przeszły drgawki. Powoli unosiła rękę, której nie czuła w pełni. Aż w końcu jej oczy zarejestrowały brak lewego przedramienia. Wydała z siebie głośny, przeraźliwy krzyk, przekształcający się w histeryczny płacz. Anabella usiadła za głową Prim, i objęła przyjaciółkę delikatnie kołysząc na boki.
– Już dobrze – szepnęła głaszcząc ją po głowie. – … dobrze...
Prim nie mogła uwierzyć, że jej największy koszmar okazał się prawdą.
Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. 
Nie mogła stracić ręki. Jak miała sobie poradzić? Jak miała walczyć? Stanie się nie potrzebna. Nie chciała zaakceptować tego losu.
Po dziesięciu minutach Anabelli udało się uspokoić Primumye, choć jeszcze chwilami trochę chlipała. Po usłyszeniu tysięcy zapewnień od każdego z przyjaciół, powoli sama zaczęła wierzyć, że może będzie dobrze.
– Gdzie Luna? – Zapytała słabym głosem. Od niej najbardziej w świecie zapragnęła usłyszeć coś dobrego.
– Poszła z Alexem do wioski. Pakują trupy Devilry'ów.
– Victoria nie żyje?
– Luna ją zabiła i jeśli cię to pocieszy, umierała w katuszach. – Dogg posłał Lauderowi ciepły uśmiech.
– Rozumiem... – powiedziała ciszej. Czuła jak powieki stają się cięższe. Chciała z tym walczyć, ale silna wola przegrała ze słabością ciała. Szybko odpłynęła.
– Zasnęła? – Zdziwił się Zane.
– Jest wykończona i straciła dużo krwi. To normalne, że zasłabła. – Anabella wzięła między palce topazowy kosmyk, który wkradł się na twarz Prim i założyła go za ucho.
– A właśnie – przypomniał sobie Jack i wyciągnął z kieszeni kulę Alarica. – Anabello, wiesz co to możesz być?
– Skąd to masz? – Zapytała wystraszona. Doskonale pamiętała co Victoria zrobiła z tą kulą i małym chłopcem. Użyła jej do wyssania duszy. 
– Nasz Devilry miał to przy sobie. Luna mi powiedziała, że Victoria użyła identycznej kuli do walki.
– Co za... – Anabell zacisnęła dłonie w pieści. Nie mogła tego zrozumieć jak można było wykorzystać niewinnych ludzi do walki. Zużyła czyjeś życie według swojego kaprysu. Wzięła głęboki oddech i odczekała chwilę, aż emocje ostygną. W końcu udzieliła odpowiedzi na pytanie: – Wydaje mi się, że w tym są uwięzione dusze ludzi z osady i żołnierzy Krainy Światła.
– To ma sens. Dlatego myśleli, że naszym przeciwnikiem jest Pożeracz. – Wtrącił Dogg.
– Ale po co dla Devilry ludzkie dusze? – zapytał Zane.
– Mogły być potrzebne do jakiegoś czaru. Istnieje wiele zaklęć, gdzie kartą przetargową jest życie.
Anabella uważała, że to faktycznie ma najwięcej sensu. Raczej z innego powodu żaden Devilry nie fatygowałby się, aby zbierać ludzkie dusze. Tylko do jakiego zaklęcia były im aż tak bardzo potrzebne?
Na pokład sterowca wszedł jeden z żołnierzy, który towarzyszył Alexowi. Niósł wielki wór na plecach. Krzyknął w stronę drzwi gdzie ma rzucić trupy. Zane, Dogg, Jack i Anabelle równocześnie syknęli znane wszystkim Ćśśś... Żołnierz speszył się i szybko przeprosił. Kompletnie zapomniał o bezrękiej śpiącej dziewczynie. Za Luną nikt na statku nie przepadał, ale ta niewinna dziewczyna nie zrobiła nic złego. Kiedy przylecieli po szóstkę, nie było osoby, która nie współczuła Prim. Żołnierz zostawił worek za drzwiami, w magazynie.
– Możemy zaraz wyruszać do Stolicy. – Alex wszedł na pokład sterowca razem z Luną.
Luna skinęła głową. Alex udał się do kabiny sterowniczej, a ona do przyjaciół. Stanęła między nimi i dowiedziała się, że w międzyczasie Prim raz się przebudziła.
– Dlatego powinniśmy chrzanić stolicę i wrócić na Księżycową Wyspę – zaproponowała Anabella, mając na uwadze dobro Prim.
– Nie ma takiej opcji. – Odparła Luna twardo.
– Sprawę z Devilry wyjaśni się później. To nie piekarnia. Najważniejsze jest zdrowie Prim.
– Wyruszamy do Stolicy.

~*~

Kiedy król usłyszał, że Luna zdążyła się już uporać z Pożeraczami Dusz, kazał całemu dworowi przygotować się na ugoszczenie Księżycowej Księżniczki. Zwiększył straż trzykrotnie (przezorny zawsze ubezpieczony), ale w prawdzie niewiele mógł zrobić tak wcześnie rano. Powoli dochodziła godzina czwarta. Większość pałacu jeszcze smacznie sobie spała. Kazał zbudzić jedynie Ruperta.
Obaj czekali cierpliwie w sali obrad, aż gość w końcu się zjawi. Rupert nie był z tej wizyty zadowolony. Przedwczoraj udało mu się uniknąć spotkania z Luną. Miał nadzieje, że tym razem też tak będzie. Jednak życie nie jest takie kolorowe. Będzie musiał oglądać twarz kobiety, którą gardził najbardziej na świecie.
Puk-puk.
Straże rozstawione w całym pomieszczeniu skupiły wzrok na drzwiach, które powoli się otwierały. Pierwszy wszedł Alex i zapowiedział gości.
Luna i Dogg stanęli przed obliczem króla. Białowłosy miał przerzucony przez plecy czarny wór, który zaczął powoli śmierdzieć. Oboje wyglądali na zdenerwowanych i nienastawionych przyjaźnie.
– Przywieźliście nam ciała Pożeraczy? – zadrwił Rupert.
– Przywieźliśmy wam ciała dwóch Devilry – powiedziała lodowatym tonem Luna.
Rupert zaśmiał się głośno słysząc bzdury wygadywane przez gwiezdnowłosą. Uderzył parę razy ręką w stół i zawołał donośnie:
– Słyszałeś to ojcze? Devilry u nas? Ha ha ha. Ojcze? – Odwrócił się ojca króla, ale jemu nie było do śmiechu. Wyglądał na zabój poważnie.
– Zrobimy badania i się okaże czym są te istoty. – Powiedział wstając z krzesła. Zwrócił się do jednego ze strażników: – Idź i obudź zespół od spraw magicznych.
– Wierzysz im? – szepnął Rupert.
– Biorąc fakt co się ostatnio wyprawia, tak. – Odpowiedział równie cicho.
Strażnik opuścił szybko pomieszczenie. Luna oznajmiła od razu, że ma zamiar być przy badaniu. Na pewno nie pozwoliłaby na zatajenie wyników. Worka też nie pozwoliła spuścić choć na chwilę z oczu.
– Jeżeli to prawda – Luna zajęła miejsce naprzeciwko króla, Dogg stanął za nią – jak mam to potraktować? Chcesz ze mną wojny?
– Gdybym chciał z tobą wojny, zaatakowałbym twoją wyspę. Nasz konflikt trwa sześć lat. Chcę go w końcu zakończyć. Nasz sojusz może dla mnie i dla ciebie przynieść korzyść. A tym bardziej, że jest mi bardzo na rękę. Spójrz, zrobiłaś coś z czym żołnierze Ruperta zmagali od tygodni.
– Słyszysz Dogg – powiedziała Luna. – Chcą zgody. – Uśmiechnęła się pobłażliwe do króla. – Jeśli te dwa stwory to Devilry, zapłacisz mi tyle ile będę chciała i spełnisz każdą moją zachciankę. W takim razie zapomnę o tym co zrobiła Richelle.
– Nie pozwalaj sobie. – Rupert spojrzał na Lunę srogo. – My pamiętamy, że zniszczyłaś Rosalię.
Luna wywróciła oczami.
– Zgoda. – Powiedział Król. – Ty straciłaś kogoś bliskiego, my też. Rachunki wyrównane.
– Ojcze! – Wtrącił zdenerwowany Rupert. – Nie możesz używać Rosalii jako karty przetargowej do zawarcia sojuszu. Skazujesz naszą Krainę na upadek.
Wtedy pojawił się strażnik i poinformował, że załoga jest już gotowa do przebadania zwłok. Wszyscy opuścili pomieszczenie i w eskorcie strażników udali się do laboratorium.
Dogg szedł ramię w ramię z Luną.
– Jak mogłaś zgodzić się na coś takiego? – szepnął.
Dogg miał na myśli zgodę z Królem Światła. 
– Wszystko ci wyjaśnię jak już dostanę to czego chcę. Mam plan.

~*~

Eve – złotowłosa kapłanka, łączniczka z Bogiem Słońca właśnie odprawiała poranny obrzęd, który codziennie zaczynał się o piątej rano. O tej porze nikt z rodziny królewskiej nie przybywał na sakrament. Jednak ona sama nie mogła go odpuścić.
Świątynia Eve była główną świątynią w państwie, gdzie raz do roku otwierano bramy pałacu i wpuszczali wszystkich obywateli oraz ludzi wierzących w Boga Słońca. Zaszczyt w służeniu w najważniejszej ze świątyń przypadł jej dzięki temu, że jako jeszcze uczennica, kapłanki-nauczycielki widziały w niej wielki potencjał. Jedna z nich, która urzędowała w pałacowej świątyni wzięła pod swoje skrzydła Eve. Niestety jej nauczycielka zmarła dwanaście lat temu.
Kapłanki nie miały żadnych specjalnych mocy. Tak samo Eve, ale za to była bardzo mądrą kobietą. W końcu przeżyła czterdzieści trzy wiosny. Była także doradcą Króla Światła. Pomagała mu podejmować trudne decyzje. W prawdzie to był jej pomysł, aby pogodzić się z Luną. Może nie do końca jej – pewnego dnia przyśniło jej się, że Bóg Słońca chciał zawiązać pakt z Boginią Nocy. Jednak nigdy nie doradziła źle.
Gdy ostatnio złe rzeczy działy się w kraju, król opierał swoje postępowanie na radach od Eve. I za każdym razem gdy ich posłuchał, problem rozwiązał się szybko. Tak samo było w przypadku Luny.
Oprócz doradzania Królowi, rozmów z Bogiem Słońca i odprawianiem obrzędów opartych na modlitwach, zadaniem Eve było też pilnowanie boskiego kryształu – Magicznego Kamienia Słońca. Kryształ wyszlifowany na kształt Słońca z ostro zakończonymi promienieniami lewitował nad piedestałem i cały czas świecił jasnym blaskiem jak samo Słońce. Był jednym z arcypotężnych kamieni – zesłany na świat przez samego Boga. Każdy kto go dzierżył – niekoniecznie Diviser – zyskiwał moc równą Bogu.
To dzięki niemu, sześć lat temu udało się okiełznać Lunę. Przyszła Królowa Richelle użyła go, by obronić wszystkich, jednak musiała ponieść karę za chęć bycia równym Bogu.
Korzystanie z arcypotężnych kryształów zawsze ma swoją cenę. Indywidualną do każdej innej osoby.
Kiedy Eve skończyła obrzęd, usiadła na swoich łydkach przed boskim kryształem i oddała mu hołd. Usłyszała ciche kroki. Miała gościa w świątyni i chociaż starał się pozostać niezauważony, to echo stawianych kroków go zdradziło.
– Wybacz. Nie chciałam ci przeszkodzić. – Richelle ukłoniła się przed kryształem.
– Wcześnie wstałaś pani. – Zauważyła Eve. Odwróciła się do przyszłej królowej. – Czy jest coś co cię martwi?
Richelle przeczesała palcami pasma jasnobrązowych włosów. Z nieśmiałością powiedziała:
– Miałam dziwne złe przeczucie dzisiaj w nocy. Nie mogłam spać. Często meczą mnie koszmary, ale tym razem czuję, że to coś innego.
– Może dlatego, że w pałacu zjawiła się Luna.
– Co? – Puls Richelle przyśpieszył. Już wiedziała dlaczego Rupert dostał tak wcześnie rozkaz pojawienia się w sali obrad.
– Podobno zajęła się Pożeraczami Dusz w trzy godziny. Niesamowite.
Richelle nic nie mówiąc ukłoniła się kapłance, po czym odwróciła na pięcie i wybiegła prędko ze Świątyni.

~*~

Zespół badawczy był zniesmaczony, kiedy zobaczył w jakim stanie są zwłoki. Nie chodziło o smród, a o wygląd potworów. Jeden miał urwaną rękę, a ta z kolei tkwiła w jego gardle, drugi zaś miał wielką dziurę w brzuchu, a jego trzewia rozlane były po całym worku. Z wyrzutem spojrzeli na Lunę i jej towarzysza.
Król stał obok i zmarszczył brwi kiedy odór doszedł do jego nozdrzy. Gdy worek był zamknięty, smród był nieco mniejszy.
Zespół badawczy pobrał niewielką próbkę z ciała trupów, aby mogli ustalić jak wielka była moc magiczna i do jakiego gatunku należała. Nawet nie wypakowali zwłok z worka. Woleli oszczędzić tego widoku dla króla i jego syna.
– Dlaczego to tak śmierdzi? – Skrzywił się Rupert.
– Krew szybko się rozkłada. Do tego te flaki.... wnętrzności zawsze walą – wyjaśnił Dogg.
Rupert skrzywił się jeszcze bardziej. Świetnie – pomyślał. – Flaki.
– Panie – odezwał się jeden z naukowców – niestety, ale pani Luna miała rację. Te stwory to Devilry.
Rupert nie krył zdziwienia. Myślał, że Księżycowa Księżniczka kłamała i cały czas grała na zwłokę.
– Jesteś pewien? – Dopytał Rupert, gdyż król dalej analizował informacje.
– Tak. Nie ma mowy o pomyłce.
– W takim razie... – Król Światła stanął przed Luną i skłonił się. Spojrzał na Ruperta i kazał mu uczynić to samo. Chcąc nie chcą, musiał posłuchać się swojego króla. – Przepraszam. To była nasza niekompetencja. Wysłaliśmy cię ze złymi informacjami. A mimo to spisałaś się doskonale i nikt nie ucierpiał.
Luna patrzyła ze zdziwieniem na Króla Światła. Był to człowiek honoru i zawsze trzymał się danego słowa, ale aby ukłonić się przed wrogiem? Tego się kompletnie nie spodziewała. Powinna z niego zaszydzić – tak na pewno by zrobiła, gdyby nie była w tym momencie bardzo zmieszana. Spojrzała na Dogga, który był tak samo zaskoczony zachowaniem władcy.
– Właściwie, nie do końca nikt nie ucierpiał – powiedziała Luna przymykając oczy. – I wykorzystam to jako część naszej umowy – mówiła. Pierwsze czego sobie zażyczyła to stałej dostawy jedzenia, alkoholi i wody pitnej. Po drugie, chciała raz na miesiąc mieć krawcowe do swojej dyspozycji. Ubrania miały być szyte dla niej i jej ludzi na miarę, oraz z takich materiałów jakie sobie zażyczą. Chciała też pieniędzy. Miało jej starczyć na własny sterowiec, a na także podróże. Do tej pory wymagania Luny były do przyjęcia. Nawet Rupert się zgodził. – Chcę też poruszać się po Krainie Światła bez przylepki „przestępca”.
Król skinął głową, zgadzając się na ten układ.
– Czegoś jeszcze sobie życzysz? – Zapytał Rupert siląc się na udawaną uprzejmość.
– Tak. Najważniejszą rzecz zostawiłam na koniec. – Król i książę z wyczekiwaniem czekali na ostatnie życzenie Luny. – Chcę dostępu na teraz do Fabryki Lauderów.
– Nie ma mowy! – Zaprotestował Rupert.
Król zlustrował Lunę. Nie podobało mu się to żądanie, zwłaszcza, ze Fabryka była pod ścisłą ochroną. Był to główny dochód Krainy. Jednak sam zaproponował, że dostanie wszystko, czego tylko sobie zażyczy. Będzie musiał postawić swój honor ma szali.
– Po co? – Zapytał srogo Król.
– Jak mówiłam, nie wszyscy wyszli z tej bitwy cali. Mój Lauder został uszkodzony.
– Więc chcesz nowego Laudera? – Rupert odetchnął z ulgą. – To może chyba dostać?
Król spojrzał zaskoczony na swojego syna. Nie spodziewał się takiej przychylności. Uśmiechnął się widząc jego poprawę stanowiska. Może w końcu zrozumiał, że Luna jako sojusznik może umocnić ich pozycję, a nawet dorównać wyniosłości Krainy Płomieni.
Dogg spojrzał na Lunę z wyrzutem. Już drugi raz go dzisiaj zawiodła. Najpierw ten śmieszny pakt, a teraz chciała wymienić Prim na nowszy model. Nie mógł w to uwierzyć.
– Nie chcę nowego Laudera – powiedziała ostro Luna krzyżując ręce na piersi. – Chcę, aby naprawili mi mojego Laudera.
Po tych słowach białowłosy odetchnął z ulgą. Skarcił siebie w myślach, że mógł tak pomyśleć o Lunie. Przecież znał ją tyle lat. Jak przez jeden krótki moment mógł w nią zwątpić? Wiedział, że wszyscy jej towarzysze są dla niej najcenniejsi.
– Dużo będzie z tym zachodu. Z tego co pamiętam, jest z pierwszej generacji. Lepiej weź nowego. Nie udawaj już, że tak bardzo zależy ci na innych. Po co trzymać przy sobie wadliwych ludzi?
Rupert zmierzył wzrokiem Lunę. Król szybko cofnął swoje myśli o synu sprzed chwili. Mimo tego, że liczył prawie trzydzieści lat, w stosunku do Luny nigdy nie będzie profesjonalny. Zastanawiał się czy ten fakt nie skreśla go na bycie zastępcą jego wysokości.
–Dwa dni temu widziałam twojego syna – zaczęła Luna – i zauważyłam, że nocą traci blask. To jakiś defekt, tak? Skoro uważasz, że nie warto trzymać przy sobie wadliwych ludzi, to po co go tu trzymasz?  Zrób sobie nowe, lepsze dziecko.
Rupert nic na to nie odpowiedział. Pojawienie się pulsujących żyłek na twarzy złotowłosego wymalowanej złością uznała jako zwycięstwo.
– Dostaniesz pozwolenie na uleczenie swojego Laudera. Ale tylko na to. Zaraz polecę służbie, aby przygotowali ci mój emblemat z listem. Dzięki temu będziesz miała wstęp do fabryki. Ale nic więcej związanego z Fabryką Lauderów.
Luna wyciągnęła dłoń przed siebie i uśmiechnęła się. Król niepewnie ją uścisnął.
– Złam jedno z moich warunków – powiedziała nieco ciszej – a będziesz tego żałować.
Luna i Dogg opuścili Króla i jego syna. Rupert z ciekawości podszedł do stołu gdzie dalej leżały zwłoki. Zajrzał do worka, a po jego ciele przeszedł dreszcze na widok wepchniętej ręki do gardła jasnowłosej kobiety. Zastanawiał się czy to nie miało być jej aluzją do ostrzeżenia. Bo jak tak, to pasowało idealnie.
– Ojcze... – zaśmiał się nerwowo – może faktycznie takiego potwora dobrze mieć przy sobie. Mam nadzieję, że Rosalia nam wybaczy.
Zamknął worek.

Dogg i Luna wyszli na zewnątrz i czekali, aż jakiś sługa przyniesie emblemat króla. Przed nimi znajdował się piękny, kwiatowy ogród. Sterowiec był zakotwiczony po drugiej stronie pałacu.
Przez ogród przemknęła szybko Richelle, ciągnąc wpół śpiącego synka za sobą. Kiedy tylko usłyszała, że Luna tutaj jest, zabrała go z jego sypialni i w towarzystwie strażników poszła znaleźć Ruperta. Czuła, że tylko przy nim są bezpieczni.
Chłopiec przetarł zaropiałe oczy i ziewnął przeciągle. Świecące blond włosy były rozczochrane, ale co to dla chłopca. Spojrzał w bok i znowu ją zobaczył. Pani Galaktyka! – pomyślał, ale nie miał odwagi powiedzieć o tym matce. Gdy ostatnim razem o niej mówił bardzo się wściekła. Więc zachował to dla siebie. Pomachał do niej uśmiechając się szeroko.
Luna odmachała chłopcu.
– To jest syn Ruperta? – zapytał Dogg.
– Aha. Pamiętasz jak miałam ci coś powiedzieć? Że mam plan? – Dogg spojrzał na nią pytająco. – Łatwo byłoby teraz zabić Richelle. Ale ona wcale by nie cierpiała tak jak ty, czy ja. Powinna poznać jak smakuje utrata bliskiej osoby.
– Chcesz zabić dzieciaka?
– Nie. Chcę, aby stał się taki jak jak. – Patrzyła na chłopca, który wydawał się bardzo podekscytowany. – Ma do tego potencjał.
Na twarz Dogga wkradł się uśmiech pełen satysfakcji.


Jejku! Ja myślałam, że nie było mnie dwa tygodnie... a tu mnie nie było prawie dwa miesiące! Jak ten czas szybko leci, kiedy nie ma się na nic kompletnie czasu. :D 
Hmmm... Ktoś z Was jest ciekawy Fabryki Lauderów? Już w następnym poście będziecie mogli ją zobaczyć oczami wyobraźni. Powoli wprowadzę was w mój świat  i w bohaterów. :D
Chwilowo będę miała mniej czasu niż zwykle gdyż... co tydzień mam dość ważne zaliczenie pediatrii z bardzo specyficzną kobietą. Można mieć u niej dwóje, bo wylicza średnią, ale jak ci nie wyjdzie średnia 3,0 to do zobaczenia w lutym :D Więc lipa. Plus, bardzo mnie nie lubi XD 

8 komentarzy:

  1. Weit, weit, weit. Prim jest wytworem fabrycznych eksperymentów króla? Jakie science fiction. XDD Więc tak, jestem bardzo ciekawa fabryki. Powiem ak, coraz bardziej lubię Lunę. Potrafi się targować i jest kurde na swój sposób straszna. xD Co ona zrobiła, że tak jej wszyscy nienawidzą i gardzą, nie lubią i brzydzą, i co tam jeszcze? Zwłaszcza Rupert. Król jako tako okazuje jej szacunek, ale syn to już naprawdę. Złamała mu serce, czy co? I... słodki chłopiec, co ona chce zrobić ze słodkim chłopcem, że nawet Dogg się szczerzy? O rany, już sobie wyobrażam rodzinę królewską, kiedy odkryją, że najmłodsze dziecię jest takie jak znienawidzona Luna? I na czym by to polegało? Będzie mieć magiczne moce i gwiezdnowłosą fryzurę? :D
    Trzymam kciuki za zaliczenie, a Ty trzymaj za moje, dobrze? xD
    Weny, pozdrawiam. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma to jak zapisać wait przez "e". xD Nienawidzę niemieckiego. Kiedyś na lektoracie z angielskiego wymówiłam Mp3: EmPeDrei xD

      Usuń
    2. Nie uczyłam się niemieckiego więc nawet nie zauwazyłam xD
      Pewnie na tym lektoracie to wykładowca miał z siebie ubaw :D

      Tak, Prim jest sztucznym człowiekiem. Mowa o tym była chyba w pierwszym czy w 2 rozdziale jak pisałam czym jest Lauder xD
      Z chłopcem i planem Luny to powiem Ci, że trafiłaś :)
      Będę trzymać kciuki za Twoje zaliczenia. Trzeba się wspierać!
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Dzięki za info! :D
    Ojej, świetny rozdział! Powiem Ci, że do tych politycznych niuansów w powieści masz lepszy talent niż ja! xD Mi to jakoś nigdy nie wychodzi ;/ No ok, wiadomo, jesteśmy ciekawi! Jak to czytelnicy xD
    Kocham Lunę! Serio! Jest boska!!!! I trochę mnie przeraża, ale w sumie bardziej ją uwielbiam!
    Podobała mi się jej rozmowa z królem. W końcu już ogarniam temat, więc jak się wciągnęłam... a tu bum i koniec... Świetnie budujesz napięcie! Nie mogę doczekać się kontynuacji!
    Co do kom u mnie: No wiem, że nie to miałaś na myśli, ale Cię podpuszczałam xD
    Pozdro!
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dalej żal mi Prim, ale dobrze, że można ją... naprawić. o.O Zupełnie nie pamiętałam, że nie jest takim normalnym "człowiekiem". :o
    Sprawa z Fabryką zapowiada się ciekawie. :D
    A plany co do syna Ruperta... Hm, cóż z tego wyniknie?

    OdpowiedzUsuń
  4. "zacisnęła dłonie w pieści" - pięści.
    Cóż, nie będę ukrywała, że nadal gubię się w postaciach i nadal są oni przedstawiani na zasadzie "pojawił się i powiedział" i nie ma w opisywaniu akcji niczego co by mi pozwoliło bohaterów kojarzyć, pomogło w zapamiętaniu ich.
    Podobał mi się za to tekst o naprawie tego robocika i porównanie go do dziecka, które też jest zepsute. Powiem, że zupełnie się w tym nie zgadzam, bo co innego rzecz martwa, jakiś robokop, a co innego człowiek, zwłaszcza taki, w którego żyłach płynie nasza krew, którego wychowujemy.
    Myślę, że w twoim opowiadaniu też mi ciężko się jest przestawić, że te roboty żyją, myślą, mają jakąś duszę, bo mają, nie? Czy nie mają? Są jakoś zaprogramowane tylko?

    Pozdrawiam
    PS. Jedno z moich opowiadań niedługo zostanie ukończone. Byłoby mi miło gdybyś na nie zajrzała. Serdecznie zapraszam.
    „Zostaw uchylone...”

    OdpowiedzUsuń
  5. Skomentuje po pracy, a teraz tak na szybko. Ostatnia wypowiedziec masz tam dwa razy "jak jak" zamiast "jak ja" ;)
    Wciaz sie gubie w postaciach. Tutaj juz calkiem sie zgubilam, zwlaszcza przy tych opisach krola, paktu, bogow itp. nie wiem czy wspominalam wczesniej, ale wciaz nie robi na mnie wrazenie zagrozenie jakie powinnam odczuc przez te koflikty. Po prostu nie wiem jak to dziala wszystko. Nie wiem, kogo na co stac i kto tak naprawde jest dobry. Moim zdaniem przydaloby sie teraz uspokojenie akcji i wprowadzenie nas w... Ustroj krajow?

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju, nawet sobie nie wyobrażam, co musi czuć wojownik, który nagle traci kończynę. W takich okolicznościach Prim rzeczywiście może stać się teraz niepotrzebna. No bo w jaki sposób miałaby walczyć bez ręki? Ciekawa tylko jestem, jak oni się nią zaopiekowali, że mimo takiego urazu zdołała przeżyć. Ale nie będę tu szukać logiki, bo pewnie ma to jakiś związek z tymi nadprzyrodzonymi zdolnościami bohaterów xD

    Z początku nie bardzo rozumiałam, czemu Luna nie cieszy się sympatią, ale potem zaczęłam dostrzegać, że może być bardzo cięzka w kontaktach z innymi ludźmi. Nie dziwię się, że stawiała królowi warunki – w końcu wykonała trudniejszą misję, niż ta na którą się umawiali – ale to, że miała ochotę go wyśmiać za ten ukłon było już dość wymowne. Mam wrażenie, że to taka postać, która musi zawsze postawić na swoim. A to może denerwować innych ludzi xD Aczkolwiek miło z jej strony, że nie chciała wymienić Prim i tak się nią przejęła. Jestem ciekawa, co to za Fabryka i co Luna zamierza zrobić z tym chłopcem. Może być ciekawie ;D
    Lecę dalej! ;*

    OdpowiedzUsuń