poniedziałek, 3 października 2016

Rozdział 2.2 Wściekły Księżyc

Witam! Dzisiaj krótka, nietypowa notka nad rozdziałem. Tak dla przypomnienia czytelnikom:
Devilry: Hybryda powstała w wyniku skrzyżowania demona z czarownicą lub inną magiczną istotą. Jest ich mało. Devilry są bardzo potężne, na ogół silniejsze od demonów.
Diviser:  Jest to osoba posiadająca Dar od Boga (moc bezpośrednie utożsamianą z danym Bogiem). Ich siła nie zależy od tego od jakiego Boga otrzymali moc ( np. w Krainie Światła nazwałam to w rozdziale 1.1 blaskiem), lecz od potencjału posiadacza.

Luna w ostatniej chwili stworzyła tarczę, która uchroniła Anabellę i Prim. Mimo to zjawiła się za późno. Primumya była na skraju wyczerpania. Silny ból sprawił, że zemdlała. Patrząc na poszarpany kikut przyjaciółki, serce Luny pękło. Jak mogła do tego dopuścić? Czuła się winna zaistniałej sytuacji. Gdyby się od nich nie rozdzieliła, to wszystko nie miało by miejsca. Nie musiałaby patrzeć na cierpienie najbliższej jej osoby, ukochanej przyjaciółki. 
Stanęła obok towarzyszek powiększając tarcze i otaczając nią wszystkich z każdej strony. Uklęknęła naprzeciwko Anabelli i ujęła w ręce twarz Prim.
– Przepraszam  – szepnęła ze skruchą i przytuliła do siebie przyjaciółkę. – Przepraszam Prim...
– Luna... – pisnęła nieśmiało Anabella – Ja... Ja nie mogłam...  – Jej uratować, te słowa nie zdołały przejść przez gardło czarownicy.    
– To nie twoja wina – odpowiedziała z troską. Delikatnie ułożyła głowę Prim na ziemi po czym spojrzała na zapłakaną twarz czarownicy. – Dziękuję, że jej broniłaś. Byłaś odważna i dzielna. To ja wysłałam was na walkę z Devilry. To ja ponoszę za was odpowiedzialność. – Zacisnęła jagodowe usta w wąską linię.
– Wy suki! Nie myślcie, że ujdzie wam to płazem! – Warknęła rozwścieczona Victoria przypominając o sobie i próbując przebić się przez barierę. Była bardzo zaciekła i nie dawała za wygraną.
Luna odwróciła się do Victorii. Łagodny wyraz twarzy Księżycowej Księżniczki zniknął. Ściągnęła ciemne brwi i szybko ułożyła plan. Rana Prim nie zagrażała jej życiu. Co prawda, kikut był postrzępiony, ale Anabella świetnie sobie poradziła z zatamowaniem krwotoku. Jednak aby cokolwiek zdziałać wiedziała, że Lauder musi odzyskać przytomność.  Albo... Skupiła swój wzrok na magicznych kryształach wiszących na szyi Anabelli.
– Masz trochę siły, Ana? – Brązowowłosa pokręciła energicznie głową. – Uciekniesz z Prim jak najdalej stąd. Jak użyjesz ametystu to powinno ci się udać rzucić jeszcze zaklęcie lewitujące.
– Ale ona nas złapie... Już raz uciekłyśmy. Dogoniła nas. Z resztą, mogą się gdzieś pojawić ghule.
– Dlatego wam pomogę. – Na moment blade lico Luny rozjaśnił uśmiech. – Stworzę wam tunel. Wyjdziecie do lasu. Tam już nie ma żadnych ghuli. Zajęłam się nimi.
Bez chwili wahania Anabella zaufała Lunie. Wiedziała, że tym razem nie może zawieść ani jej, ani Prim. Skupiła resztki swojej sił, na uruchomienie magicznego kryształu, który pomógł jej rzucić silniejsze zaklęcie lewitujące na Laudera. Ciało Prim powoli oderwało się od ziemi. Wtedy Luna wstała. Uformowała z ciemnogranatowego mroku długi tunel.
– Idź. I uważaj na siebie.
– Ty też – szepnęła czarownica i pociągnęła lekkie jak piórko ciało Prim za sobą. Starała się biec najszybciej jak w tej chwili potrafi, mimo że każdy najdrobniejszy ruch sprawiał jej ból. Była bardzo poobijana.
Luna patrzyła przez chwilę w milczeniu jak dziewczyny powoli się oddalają. Stała plecami do Victorii próbującej się przebić przez barierę. Wyklinała i groziła, że ją też dopadnie. Gwiezdnowłosa odwróciła się do Devilry. Wyglądała komicznie rzucając pogróżki, które nie mogły nic zdziałać. I wtedy wzrok Luny zawędrował poza blondynkę. Parę metrów od Devilry zauważyła leżące na ziemi przedramię Prim.
Księżycowa Księżniczka poczuła przypływ gniewu, który prędko zawładnął całym ciałem. Krew w żyłach Luny gotowała się, jednak postanowiła zachować pozory spokoju. Opuściła wnętrze bariery, utrzymując ją dalej. Wiedziała, że Anabella jeszcze nie wyszła z wioski. Widząc swoją przeciwniczkę Victoria zaśmiała się radośnie. Rzuciła się na nią jak głodny pies na ochłap mięsa.
– Kurwo! Będziesz błagać mnie o szybką śmierć! Ha ha ha!
Z pleców Vitorii wyrosły cztery potężne macki, a szczęka wydłużyła się.  Wraz z tym wyrósł jej drugi rząd ostrych kłów. Skóra blondynki stwardniała i stała się siwa. Zaatakowała bez wcześniejszych przygotowań. Wyskoczyła do góry, w powietrzu splotła macki tworząc z nich wiertło i zwróciła się ku ziemi, aby zwiększyć swoją prędkość. Wymierzyła ostry cios prosto w Lunę. Była tak szybka, że nie oczekiwała, iż przeciwnik zrobi unik.
Uderzyła z tak wielką siłą w ziemię, aż powstał odrzut. Blondynka odskoczyła i wylądowała zgrabnie na nogach szczerząc się. Patrzyła jak gruzy ziemi unoszą się w górę, wraz pyłem i powoli opadają. Cierpliwie czekała, aby zobaczyć leżące na ziemi martwe ciało. Dyszała głośno wyczekując tej wielkiej chwili.
Nagle Luna pojawiła się obok Victorii. Złapała ją za kołnierz sukienki i przewróciła na ziemię. Dłonie gwiezdnowłosej otoczone były przez mrok. Przygwoździła zaskoczonego Devilry do ziemi i stanęła nad nią przeszywając zimnym jak lód spojrzeniem.
Blondynka zaczęła się wiercić. Nie mogąc uwolnić się z pnączy nocy wyklinała i wyzywała wroga od najgorszych jakby miało to pomóc.
– Będziesz żałować, że się urodziłaś. – Obiecała jej Luna. Uniosła dłonie do góry formując z mroku ostry sztylet. Zawisł tuż nad  zdrową ręką Victorii.
Victoria w przypływie adrenaliny wyrwała się z więzienia używając przy tym całej swojej siły. Odbiła się na mackach od ziemi i odskoczyła na odległość kilkunastu metrów. To nie sprawiło, że Luna zaniechała ataku. Cisnęła w Devilry sztylet. Blondynce udało się zrobić unik. Po chwili przystąpiła do ataku. Najpierw macki Victorii otoczone zostały dodatkową warstwą skóry, także o siwym odcieniu. Wymierzyła bezpośredni cios macką, prosto w Lunę. Ta stworzyła przed sobą tarczę. Przy uderzeniu z utwardzoną kończyną pękła.
Victoria zaśmiała się triumfalnie.
– Na nic twoja głupia obrona! Ha ha ha!
Luna spojrzała na barierę, którą stworzyła dla Anabelli i Prim. Jeszcze były w środku. Dopóki jej nie dezaktywuje, nie będzie mogła pójść na całość. Widocznie Devilry będzie większym utrapieniem niż się spodziewała. Musiała przeciągać walkę dopóki dziewczyny nie wejdą do lasu.
Victoria i Luna walczyły jak równe sobie. Blondynka zadawała fizyczne ciosy, z kolei druga oparte na magicznej mocy. Mrok w kolorze ciemnego granatu towarzyszył Księżycowej Księżniczce broniąc ją przed każdym atakiem, a także zadając ciosy. Mogła nim manipulować na różne sposoby. Tworzyć z niego co chciała. Był częścią jej, tak samo jak ona częścią jego.
Devilry wycofała z walki unikając atak ze strony Luny. Schowała się za jednym z budynków. Właśnie wpadła na plan jak pokonać tą przeklętą kobietę. Wyciągnęła z kieszeni niebieską kulę i z błyskiem w oczach przyglądała się magicznemu przedmiotowi, który pomieścił dwa tysiące dwieście sześćdziesiąt siedem dusz. Nie wiedziała czy uda się zmienić duszę na moc magiczną, ale nie szkodziło jej spróbować.
Wtem tuż obok jej głowy przeleciał pocisk mroku. Victoria przeklęła i zwiała. Jeszcze nie była gotowa do nowego ataku. Najpierw musiała to wszystko rozpracować. Jednak Luna nie pozwoliła jej na chwilę wolnego czasu. Cały czas podążała za wrogiem nie pozwalając uciec.
Victoria przyparta do muru musiała zaryzykować. W tej chwili i w tym momencie. Wróg był coraz bliżej. Zacisnęła kulę mocno w jedynej dłoni. Całą moc, jaką wcześniej wkładała w udoskonalenie swojego ciała, przekierowała na dusze, mając nadzieje, że wykrzesze z tego coś niesamowitego.
Z kuli wystrzelił potężny pocisk z błękitnego światła i uderzył prosto w Lunę. Tym razem nie zdążyła stworzyć sobie tarczy. Przyjęła atak na siebie, przez co odrzuciło ją na kilkanaście metrów.
Blondynce szczęka opadła. Nawet nie odczuła na sobie żadnych skutków ubocznych. Była w pełni sił (pomijając obciętą dłoń). Miała cały czas pod nosem naczynie pełne magicznej energii. Właściwie dusz, które dało się zamienić na energię. Musiała koniecznie powiedzieć o tym Alaricowi. Jednak przed tym, trzeba było jeszcze wykończyć głupią dziewuchę. Uśmiechnęła się na samą myśl.

Luna jęknęła. Przewróciła się na bok i podniosła z ziemi. Devilry całkowicie ją zaskoczyła. Skąd wziął się pocisk z niebieskiego światła? Ta energia wydawała się czysta, nieskażona mocą demona. Spojrzała z obawą na swój brzuch, ale nie zauważyła żadnych ran. Odetchnęła z ulgą. Jednak nie była do końca pewna czym był ten niebieski promień. Czuła jak przechodzi przez jej ciało potężna energia, ale nie pozostawiła po sobie śladu.
Dźwignęła się na rękach i otrzepała ubranie. Powoli podniosła głowę patrząc przed siebie.
Zamarła.
Tuż przed nią leżało przedramię Prim. Wygięta, drobna rękę. Oderwana od reszty ciała. Symbol bólu i cierpienia Laudera.
Powoli nachyliła się po nie i obejrzała miejsce zerwania. Rana była postrzępiona, nie ucięta.
wtedy zrozumiała, że ta Devilry wyrwała ją żywcem.
Tego okrucieństwa nie mogła mogła puścić płazem.
Poczucie winy powoli pożerało sumienie Luny. Chciała odpokutować ten błąd. Nie mogła sobie wybaczyć tego, że nie udało jej się uchronić od cierpienia osoby, która zawsze chroniła ją przed bólem. To uczucie bezsilności ciążyło na niej jak przeklęte piętno. 
I wtedy to poczuła. Prim i Anabella opuściły wioskę.
W końcu nie musiała dłużej utrzymywać tunelu, który stworzyła dla nich do ucieczki.
Usłyszała kroki. Victoria się zbliżała. Powróciła do swojej pierwotnej, ładniejszej formy. Na jej twarzy widniał szaleńczy uśmiech, który Luna miała ochotę zedrzeć. W dłoni trzymała błękitną kulę. Była bardzo pewna siebie i już nie bała się porażki.
Ale Victoria nie wiedziała o jednym. Teraz Luna mogła użyć całej swojej mocy. Ciemnogranatowy mrok wił się u stóp Księżycowej Księżniczki. Trzymając w dłoni przedramię Prim obdarowała Victorię morderczym spojrzeniem. Na to jej przeciwniczka jeszcze szerzej się uśmiechnęła.
– Widzę, że znalazłaś kawałek swojej przyjaciółki.
– Spotka cie taki sam los – rzekła donośnie.
– Ale ja tu mam przewagę! – Wyciągnęła przed siebie rękę i drugi raz wystrzeliła z kuli niebieski pocisk, będąc pewną że sytuacja sprzed chwili się powtórzy. Zaatakowała tak szybko, że Luna nie zdążyła ponownie podnieść tarczy.
Ale zrobiła coś innego. Wyprostowała przed sobą rękę i rozprostowała dłoń, wokół której zebrał się mrok. Zatrzymała dłonią pocisk, po czym dwoma palcami zgasiła go jak świeczkę. Victoria nie dowierzając własnym oczom, postawiła chwiejny krok w tył.
– J..Jak to możliwe! – Wykrzyczała. – Jestem Devilry! Hybrydą demona i wodnika!
– Jestem Diviser, od Bogini Nocy.
– Jesteś Diviserem? – Jęknęła. Teraz była cholernie pewna, że ma po prostu przejebane.
Luna uśmiechnęła się okrutnie.
Wykorzystała chwilę roztargnienia swojego wroga. Zbliżyła się do Victorii po czym powaliła ją na ziemię. Kopnęła w zdrową rękę, pozbawiając jej jedynej szansy na zwycięstwo – błękitnej kuli.
– Więc jak to było? – Przez Lunę przemawiała wściekłość.
Zdrową rękę Victori złamała w łokciu.
– Taki właśnie jej ból zadałaś? – Zapytała.
Do oczu Devilry napłynęły łzy. Ale nie odpowiedziała.
–Myślisz, że to bolało kurwo? Nie jestem tak słaba jak...
Swój monolog przerwała wydając z gardła głośne syknięcie. Luna wykręciła Victorii przedramię w ten sam sposób, w jaki ona zrobiła wcześniej z Lauderem. Fioletowe oczy Księżycowej Księżniczki kpiły nienawiścią i szaleństwem. Na sam koniec wyrwała  rękę blondynki ze stawu łokciowego.
Pierwszy raz wydała z siebie okrutny okrzyk przemawiający przez ból. Jednak nie na długo. Luna wepchnęła jej rękę w gębę i kazała się zamknąć wpychając ją głębiej do gardła. Victoria zaczęła kaszleć i się dusić. Ciało Devilry zaczęło dygotać, a z nosa leciała obficie krew. Połykała łapczywie szkarłatny płyn spływający ze swojego przedramienia, a próbowała złapać tylko oddech.
Luna chciała jej zadać jeszcze więcej cierpienia. Ciągle było mało. Zasłużyła na więcej. To niewystarczająca kara. Wpychała głębiej rękę do paszczy Devilry, patrząc jak blondynka się dusi.
– Luna?
Usłyszała głos Zane dochodzący zza pleców. Drżał. Ostrożnie odwróciła się, widząc przed sobą Dogga i nastolatka. Patrzyli na nią z przerażeniem. Białowłosy znał długo Lunę, jednak po raz pierwszy zobaczył jak nad kimś się tak bestialsko znęcała. Zwłaszcza, że w wolnej ręce trzymała odcięte przedramię.
W tym czasie Victoria zeszła z tego świata. Niedobór tlenu spowodował śmierć mózgu. Luna zerknęła na nią kątem oka, po czym ciężko wzdychając podeszła do towarzyszy. Więcej nie mogła nic zrobić Victorii. Miała tylko nadzieję, że porządnie się jej odpłaciła za Prim. 
– Gdzie jest Jack? – Zapytała Luna, tak jakby sytuacja przed chwilą wcale nie miała miejsca.
– Odciągnął dla nas potwora. Ja i Zane...
– Widzę w jakim jesteś stanie, Dogg. Dobrze zrobiliście.
Krwawienie ustało, ale krew nie zniknęła z  ubrań i skóry Dogga. A także nie wyglądał na okaz zdrowia. Nawet się tak nie czuł. Ciągle doskwierał mu ból i był bardzo osłabiony.
– Gdzie Prim? – zapytał Dogg.
Luna podała mu urwane przedramię. Patrzył tępo na kawałek ręki i po chwili zrozumiał. Pobladł i poczuł jak utracił kogoś mu bliskiego. Drżącymi rękami ujął kawałek Prim.
– Niemożliwe – szepnął. Nie mógł stracić po raz kolejny przyjaciela. Tym bardziej, że ona była taka niewinna, dobra i muchy by nie skrzywdziła.
Zane zdążył już zapłakać.
–Nie, nie. To nie tak! – Uspokoiła ich. – Ona żyje. Anabella wyprowadziła ją z wioski. Są w lesie. Podałam ci tą rękę, bo chcę, abyście do nich dołączyli. Ja pójdę poszukać Jacka.
– Może potrzebować pomocy.
– Na pewno. – Luna uśmiechnęła się. – Upewnijcie się, że dziewczyny są bezpieczne. Ja niedługo wrócę.
Pożegnała się po czym ruszyła w kierunku, gdzie wcześniej zapalił się alabaster. Położenie znała dzięki Księżycowi, który właściwie powoli chował się za horyzontem. Lada moment, a wzejdzie Słońce.

~*~

Część wioski, gdzie Jack, Dogg i Zane stoczyli bitwę zmieniła się w gruzowisko. Nie stał tam żaden budynek. Wszystko zrównane było z ziemią. Luna przechadzała się powoli szukając ostatniego członka drużyny. Zanim jednak go spotkała zauważyła przeciwnika, z którym walczyli. Na pewno był spokrewniony z Victorią. Miał takie same macki. Leżał na ziemi w kałuży własnej krwi, z jedną zmiażdżoną nogą. Powodem zgonu była wielka dziura w jego brzuchu. Trzewia rozlały się obok.
Ominęła zwłoki i przeszła dalej.
W końcu zobaczyła rudzielca. Siedział na ziemi, oparty plecami o jedyny stojący kawałek ściany.
– Aż tak się zmęczyłeś? – Zakpiła krzyżując ręce.
– Dobrze wiesz jakie są konsekwencje mojej mocy – westchnął. – To mnie wykańcza.
Luna była jedyną osobą, która znała jego sekret. Moc Jacka była czymś, co musiał za wszelką cenę ukryć. W ten sposób nie narażał ani siebie, ani innych na niebezpieczeństwo. Do tego gdy władał żywiołem ziemi, cała energia, ta magiczna i nie magiczna znikała z jego ciała. Po tym nie był w stanie kiwnąć nawet palcem.
Usiadła na ziemi, naprzeciwko niego. Ujęła jego prawą rękę i podciągnęła rękaw czarnej kurtki do góry. Przesunęła palcem po jasnozielonym tatuażu, ciągnącym się od dłoni, aż po łokieć. Nie przedstawiał nic konkretnego. Były to linie różnej grubości powywijane w różne strony, a mimo to prezentował się majestatycznie. Luna również podwinęła swój rękaw ukazując ten sam tatuaż, jednak w ciemnogranatowym kolorze.
Jack oparł głowę o ceglaną ścianę i skupił wzrok na fioletowych oczach Księżycowej Księżniczki.
– Były dwa Devilry?
– Tak – Odparła.
– Byłaś z nimi? – Miał na myśli Prim i Anabellę.
– Nie.
– Żyją?
– Ledwo uszły z życiem. – Spochmurniała.
– Tutaj było podobnie. Myślisz, że król o tym wiedział?
– Nie wiem...
Luna starała się skupić na przekazaniu kawałka swojej mocy Jackowi. Owe tatuaże wiązały ich kontraktem, który zawarli pięć lat temu, opierającym się na życiu w symbiozie. Jednak cały czas rozpraszał ją swoimi pytaniami.
Ale o tej jednej rzeczy nie pomyślała. Tak przejęła się losem Prim, że nie wpadła na pomysł, że król mógł zastawić na nich pułapkę. Chociaż ten pomysł wydawał się bezsensowny. Wolałby rzucić na nią swoje wojsko i aby je osobiście wybiła, a nie dać na pożarcie armii ghuli i dwóch Devilry. W każdym razie, niedługo miał przylecieć sterowiec. A przynajmniej miała nadzieję, że jednak się zjawi. I wtedy wszystkiego się dowie. Zapyta króla osobiście.
Znowu odpłynęła myślami. Zrezygnowana opuściła dłoń Jacka.
– Nie mogę tego tak zrobić. Rozpraszasz mnie!
– Nie przesadzaj. I streszczaj się. Mamy mało czasu – zauważył patrząc w niebo, które powoli stawało się jaśniejsze. Nabierało delikatnych różowych barw.
Obrzuciła go gniewnym spojrzeniem, a on odpowiedział głupim uśmiechem.
– Masz rację. Nie mamy czasu.
Ujęła  twarz Jacka smukłymi dłońmi, po czym złożyła  na ustach soczysty pocałunek. Poczuła jak wysysał z niej moc, by móc zapełnić swoją lukę. Był zachłanny i ciągle odczuwał, że mu mało. Zwłaszcza, że magia Divisera wydawała się taka pyszna. Luna oderwała się od niego czując, że jeszcze chwila, a sama by zasłabła. Dała mu wystarczająco dużo siły. Jednak, aby w pełni odzyskać dawną sprawność musiał sam poczekać aż się zregeneruje. Tyle co mu podarowała starczyło, aby mógł się poruszać.
– Patrz. – Jack wygrzebał z kieszeni niebieską kulę. – Ten Devilry miał to przy sobie.
– Ten z którym walczyłam miał taki sam. Użył go, by mnie zaatakować.
– Wiesz co to może być?
– Nie mam pojęcia. Może Anabella będzie wiedziała. Wracajmy.


Jako, że już raz się witałam, drugi raz sobie daruję. :D 
Mylą wam się postacie - nie dziwię się. Jest ich dużo, ale jak ktoś ma problem w zakładce biblioteka jest zakładka bohaterowie. A także rasy, z którymi też macie problem. Nic dziwnego skoro sama parę wymyśliłam xDD A nawet dla leniwych je zalinkowałam.
I pewnie macie więcej pytań jak odpowiedzi. I coś myślę, że doszło jeszcze pytanie: jaka relacja jest między Jackiem i Luną oraz o co chodzi z kontraktem?
Relację będę wam powoli ukazywać. Nie oczekujcie jasności, bo bedzie to dziwne xD I mam nadzieję, że inne postacie też niedługo przypadną wam do gustu. 
Oraz druga sprawa: możliwości bohaterów. Otóż miałam taki dość niespotykany plan - że przedstawię wam bohaterów od tej strony ich umiejętności. Kto co umie: Primumya (Prim) - śpiewa i jej głos może być destrukcyjny :P, Anabella (Ana) - jest czarownicą, Luna - wiadomo mrok :D, Zane  - włada niebieskim płomieniem (dostanie swój własny "wątek"), Jack - jest amuto, a dla tych co zajrzeli w rasy, logiczne będzie, że też elementerem ziemi no i Dogg - nazwałam go psem piekielnym (właściwie Jack tak do niego powiedział w 1.1), więc można się domyślić co potrafi albo czekać na 6 rozdział :D

Ale się rozpisałam! No dobra to tyle! Pozdrawiam wszystkich!

16 komentarzy:

  1. Oj Karo, Karo, Ty to masz wyobraźnię! Serio! Ter rasy, te nazwy! Skąd Ty je bierzesz?? Ja w Czar-Łowczyni posługuję się zlepkami słów w portugalskim (nie pytaj czemu, jakoś mnie tak naszło xD), więc pytam: skąd pomysł na nazwy??
    Tak! Uwielbiam Lunę! <3 Ale, ale! Mówiłaś, że ten rozdział będzie bardziej sadystyczny od poprzedniego - cholerna prawda! Dzięki Bogu, byłam na to psychicznie przygotowana...
    Tak, pytanie o relację Jacka i Luby jest jak najbardziej na miejscu! I jeśli będzie dziwnie-tym lepiej! :D
    Ja jestem z tych leniwych-linki się przydadzą xD
    Dzięki za komentarz u mnie ;)
    Ha! Obejrzyj Wołyń, serio jest dobry, a opinie nieprzesadzone!
    Pozdro i weny!
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam wymyślić rasy, tego wymagało to opowiadanie. xD A nazwy biorę najczęściej angielskie. xD Np Diviser to jest zlepek słówek divine-boski i servant-sługa xD a devilry to po prostu diabelstwo xD Co do Laudera - to tutaj mnie zainspirowała piosenka pod tytułem " louder than words". I do takich jak Prim w sumie pasowało słowo głośniej, coś z głosem i wysokim śpiewem. Więc przekształciłam wyraz xD A Amuto to przypadek xD

      Cieszę się, że uwielbiasz Lunę :3 Spokojnie, więcej nie będzie takich masakr xD na razie, jeszcze ich nie napisałam, ale jeszcze 3 planuje xD przynajmniej 3. xD

      Na pewno obejrzę! ;)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Trudno się nie gubić, gdy tyle tych ras, postaci i wydarzeń. :D
    Jejku, tak strasznie żal mi Prim... I Luny też, bo się obwinia - niby to nie jej wina, ale rozumiem, że może się tak czuć (sama pewnie miałabym tak samo). No i ta zemsta... Victoria sobie na nią zasłużyła, choć i tak zrobiło mi się niedobrze, gdy czytałam o tym, jak Luna ją potraktowała. Mam słabe nerwy (choć jednocześnie potrafię być niezłą sadystką, jeśli chodzi o postaci w moich opowiadaniach... weź się tu, człowieku, odnajdź!).
    Pozdrawiam! I przepraszam, jeśli znów coś pokręciłam w imionach czy coś. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślam się, że może być ciężko :)
      Ale ja mam podobnie! Czytając u innych sadystyczne sceny przechodzą mnie dreszcze i po prostu źle mi się to czyta... a u siebie nic mnie nie rusza :D

      Usuń
  3. Nazwij mnie dziwną, ale niechcący jebłam śmiechem przy fragmencie z podaniem ręki Prim. Ten już płacze, a Luna: nie, nie, spokojnie, ona żyje, to tylko jej łapka. xD Bardzo dobra walka i kopnięcie tego wrednego potwora w kalendarz. Krwawo, z porcją sadyzmu. Cóż, nie jestem zwolenniczką oko za oko, i mnie też przeraziła bezwzględność Luny przy wyrywaniu łapy wroga i karmienia go jego własną krwią, no ale co się dziwić, świat okrutny jest. :C Może uda się jeszcze naprawić łapkę Prim?

    PS: Lubię, jak bohaterowie się całują, wymieniając się magicznymi energiami. xD Jak dla mnie niech będą parą. Jakieś kontrakty już mają, podobne tatuaże, to teraz tylko domek i dzieci. xD <3

    Weny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie nazwę Cię dziwną! Miałam cicho nadzieję, że ktoś (chociaż jedna osoba!) przy tym fragmencie zaśmieje xD
      Ja jestem właśnie zwolennikiem zasady oko za oka, ząb za ząb, zło za zło. xD To coś w rodzaju karmy xD

      Ja też takie rzeczy lubię :3

      Usuń
  4. A bum! Jestem!

    "Stanęła obok towarzyszek powiększając tarcze i otaczając wszystkich nią z każdej strony." - moim zdaniem lepiej by brzmiało "otaczając nią wszystkich"
    "szepnęła ze skruchą przytuliła do siebie przyjaciółkę" - a tu mi brakuje albo przecinka albo łącznika by jakoś złożyć/podzielić to zdanie
    "Przewróciła się na bok i podniosła z ziemie" - mini literówka
    "Wygięta, drobna ręką" - same here
    "Tego okrucieństwa nie mogła mogła przepuścić płazem"
    "Do tego gdy władał żywiołem ziemi, cała energia, ta magiczna i nie znikała z jego ciała" - nie do końca rozumiem tego zdania...


    "Luna wepchnęła jej rękę w gębę i kazała się zamknąć wpychając ją głębiej do gardła. Victoria zaczęła kaszleć i się dusić." - dosłownie otworzyłam usta, czytając ten fragment. Jest trochę brutalny i przerażający, ale fajny, choć może zdziwił mnie, dlatego że mało kiedy trafiam na taką odsłonę brutalności w jakiejkolwiek twórczości. A w opkach to już w ogóle, jak szukanie igły w stogu siana. I like it!

    Dobra, chwyciłaś mnie ostatnią sceną. Nie wiem, jaka jest relacja między Luną a Jackiem, ale... czułam a przynajmniej mam takie wrażenie, że łączy ich wyjątkowa więź. Może i nie są jakąś parą kochanków, ale chociaż bardzo bliskimi znajomymi, może nawet przyjaciółmi, być może na innych zasadach.
    Ogólnie po tym rozdziale na tą chwilę bardzo polubiłam Lunę. Zaczyna być moją bohaterką idealną. Brutalna, silna, mściwa, ceni przyjaźń i no ma w sobie coś. Mam nadzieję, że będę mogła ją coraz bliżej poznać, by się upewnić, czy zdecydowanie ją polubię. Mam ogromną nadzieję, że tak, bo ja naprawdę mało kiedy lubię kobiece postaci, a Luna ma zadatki na moją fav postać.
    Intuicja mi trochę coś tam szepcze, że jednak król mógł maczać palce w tej zasadzce. Być może rzeczywiście chciał pozbyć się Luny. W każdym bądź razie, nie ufam mu. Choć wiem, że powinnam poznać i jego stronę, jego zdanie oraz motywy swoich działań.
    Szkoda mi Prim. Mam nadzieję, że jakoś można uratować jej tą rękę. :( Przeszczep czy może jakoś za pomocą magii stworzyć nową. Nie wiem, na jakich jeszcze zasadach działa Twój wykreowany świat. W każdym bądź razie podoba mi się, że już na samym początku historii dostarczyłaś mi takich atrakcji, takiej brutalności. Sądzę, że z całą pewnością, jeśli będzie tak dalej, to pokocham Twojego opka. To jest to, czego mi brakuje. Dla mnie tu jest wszystko robione ze smakiem i nawet przekleństwa (jak wspominałam) mi nie przeszkadzają, choć czasem mnie rozbawiają. (Chyba coś ze mną jest nie tak, skoro mnie bawi "kurwa" czy "przejebane") xD Ale to mam tak tylko u Ciebie. I wiesz co? Czytając o Twoich bohaterach poniekąd widzę swoich. Zgrana paczka utalentowanych magicznie, silnych, młodych ludzi. I może też dlatego zaczynam czuć do nich jakąś więź. Dawno takiego czegoś nie czułam pomiędzy jakąkolwiek postacią. I oby tak zostało.
    Naprawdę nie mogę doczekać się, aby poznać już całą historię, jaką przedstawisz. Masz mnie. Kupiłaś mnie już po tym rozdziale. I nie mówię tak, by posłodzić czy coś. Po prostu tak uważam. Na serio. Dlatego będę trzymała za Ciebie kciuki. I mam nadzieję, że nie porzucisz tego opka, jak harborn, bo tym razem bym Ci nie darowała! :(

    Życzę weny i pozdrawiam! ^^ <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo! jak dobrze Cię widzieć :D
      Tego zdania co nie rozumiesz" Ta energia magiczna i nie znikała z jego ciała"... zgubiłam wyraz... xDD "Ta energia magiczna i nie magiczna" Lolol. Można? Można zgubić.

      Pisząc tą scenę z Luną i Vicky naprawdę nie spodziewałam się, że tak wstrząsnę innymi. Naprawdę. Cieszę, że mi się udało. :D

      Cieszę się, że chwyciła Cię ostatnia scenę. Lubię ją bardzo :> No i czuje się trochę dumna. Tak bardzo chwalisz Lunę. Hyhy. xD
      Co do ręki Prim. Wszystko okaże się w następnym rozdziale :D
      Twoje pochwały bardzo mi poprawiały humor! Zwłaszcza, że dopada mnie jesienna chandra i moje życie prywatne ostatnio dało mi porządnego kopa w dupę. xD Zmotywowałaś mnie do pisania!:D Chyba było parę, a na pewno jedna sytuacja, gdzie właśnie przekleństwo miało bawić. Ja nie jestem zwolennikiem przeklinania bez powodu. Ale uważam, że jak ktoś komuś odrąbię rękę to logiczne, że przeklnie. Toż nikt nie powie "Kurka wodna, moja ręka!"xD
      Po tym rozdziale będziemy się powoli wgłębiać w relacje bohaterów! :D Chociaż ich dokładną historię przedstawię dopiero w retrospekcjach, które już piszę (czyli zabrałam się za post 15 xD)
      A co do porzucenia, nie zrobię tego. Ponieważ to historia dla mnie dość ważna. Jest zlepkiem wielu moich pomysłów od 6klasy podstawówki do teraz. I złożyłam to pięknie w jedną kupę. Więc nie porzucę. xD Tym bardziej, że mam za sobą dwa skończone opowiadania (jedno z gimbazy, drugie z liceum, tuż przed Harborn) i jestem pewna, że to też skończę :)

      Dziękuję i również pozdrawiam!

      Usuń
  5. "podnoszę za was odpowiedzialność" - ponoszę
    Ja rozumiem, że się pewnie napracowałaś podczas tworzenia tej zakładki rasy, kamienie, itd, tylko że nie o to chodzi, by czytelnik musiał się uczyć jakiegoś słowniczka znaczeń i gatunków, by zrozumieć opowiadanie. To powinno być tak przedstawione, by on to rozumiał z samej treści i jedynie mógł sobie przypomnieć taką zakładką po dłuższej nieobecności.
    U ciebie wychodzi na to, że skupiasz się na scenach walki, opisach tych wojennych wydarzeń i wychodzi ci to świetnie. Masz bogate słownictwo, niemal nie ma powtórzeń, wszystko można sobie zobrazować, ale postacie są nijakie, właściwie ich nie ma. Mają imiona, należą do jakiegoś gatunku czy też rasy i mają jakieś właściwości, jakąś magiczną moc. Brakuje im jednak życia, charakteru, sposobu bycia przez to czytelnik nie może nawiązać z nimi żadnego zżycia się, nic o nich tak naprawdę nie sądzi, bo nie da się sądzić czegoś o kimś kto jedynie sobie jest, coś potrafi i z kimś innym walczy. Niby chciałaś coś dodać, było o przyjacielu, o jego stracie, ale ja tego nie poczułam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Literówka. :) Do poprawienia.
      To nie tak, że ja nie pisałam kim jest Diviser, Devilry czy Amuto. To znajdziesz w tych czterech rozdziałach. Opisałam je. Nie rzuciłam ich jak ghuli pod rozdział. A dałam zakładki, bo większość ludzi gubi się w samych nazwach.
      Dzięki za komplement w krytyce :D Tak, skupiam się na walkach na początku. Kocham walki, ale nie uważam, że moje postacie są nijakie. Owszem, to Twoje zdanie, szanuję je, ale mnie do tego nie przekonasz. Uważam, że przynajmniej Jack, Luna i Prim nie są nijacy. Są jacyś. Co prawda - wiele o nich nie wiadomo. Dalej w większości są zagadką.
      To o przyjacielu to z pierwszego rozdziału? Właściwie nie miałaś nic poczuć. To było wspomniane, ponieważ za dwa posty ktoś znowu o tym wspomni, a za kolejne 6 znowu, aż pojawi się to w retrospekcjach. Co do śmierci tego dziecka też nie miałaś nic poczuć. Ono żyło po to, aby pokazać jak Prim szanuje życie. I po to, aby wyjaśnić co się stało z mieszkańcami, a także pokazać niebieska kulę która wysysa życia i na pewno pojawi się za jakiś czas.
      Powiem tak: masz swoje zdanie. Szanuję je i rozumiem, że nie tylko ty mogłaś tak nijako odebrać postacie. Mam nadzieję, że w następnych rozdziałach nieco lepiej je przedstawiłam.
      Dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
    2. Właśnie źle się wyraziłam, bo oni wszyscy mają jakieś cechy, tylko chodzi mi o to, że ich charaktery, poglądy, podejścia gubią się na tle tej ciągłej walki. Tak naprawdę nie wiadomo jaki jest bohater, bo on nie robi nic prócz walki, nie wiadomo jak traktuje rodzine, czy ważne są dla niego dobra materialne, jaki ma styl prowadzenia rozmowy. Póki c wiadomo tylko co każdy z nich potrafi. Nie wchodzisz zupełnie w ich myśli, nie wiem czy oni się martwią czy boją. Oni strasznie mało odczuwają. Nie ma w nich takich emocji.

      Usuń
    3. No dobrze, to spójrzmy na to inaczej, trochę z mojego punktu widzenia. Chociaż ja wiem, że lepiej byłoby wprowadzić postacie powoli, ale miałam opcje by zacząć od początku - czyli tak jakby... wtedy bez głównej bohaterki, albo od środka - od teraz. No, ale wracając do mojego punktu widzenia, to chyba nic dziwnego, że bohaterowie myślą o przeżyciu i przetrwaniu, kiedy właściwie walczą na śmierć i życie. Poglądy wyraziła swoje np Prim, która nie mogła podarować tego, że Vicotria zabiła bezbronne dziecko. Pokazałam też Lunę, która żądza zemsty zawładneła jej zmysłami. Anabella zaś myślała o sobie, od początku uważała, że dziecko będzie im przeszkadzać i nie czuła żalu po jego śmierci, zaś nie mogła sobie wybaczyć, że Prim coś się stało. Gdybym tu wplątała za dużo informacji przy takiej akcji chyba nie dałoby się tego czytać.
      Nie mówię, że to co zrobiłam ma ci się podobać i powinnaś to zaakceptować. Mi się podoba, ja lubię ten początek historii bo nigdy się z czymś takim nie spotkałam. Teraz zrobi się spokojniej, bo burza mineła. :D
      Dodam, że do Ciebie zajrzę na pewno jutro. Dziś nie miałam czasu. :)

      Usuń
  6. „Parę metrów od Devilry zauważyła leżące na ziemi przedramię Prim” – może jestem bez serca, ale ten fragment mnie rozśmieszył ;D Pewnie, gdybym zobaczyla to na filmie, to wcale by mi nie było do śmiechu, ale w opowiadaniu to tak fajnie zabrzmiało xD Lezące przedramię… bomba, haha :D

    „Teraz była cholernie pewna, że ma po prostu przejebane” – nie lubię przekleństw u narratorów, bo uważam, że on jednak powinien mieć jakąś kulturę, ale to zdanie mi się bardzo podobało. Ogólnie zauważyłam, że nawet jeśli rozdział jest emocjonujący, trzyma w napięciu itp., to prędzej czy później pojawia się tak zabawne zdanie, że od razu rozładowuje atmosferę;D Nie wiem, czy robisz to celowo (i w sumie nie wiem czy to dobrze), ale takie mam odczucia ;)

    Domyślałam się, że Luna wygra, ale chyba nie sądziłam, że będzie się chciała aż tak zemścić za krzywdy Prim. Kibicowałam, żeby pokonała Victorię, bo to złe stworzenie, które mogło wyrządzić jeszcze wiele krzywd za życia, ale żeby aż tak jej dokopać? Ten fragment z wpychaniem oderwanej ręki do gardła był… przerażający. Nawet nie wiem, jak ująć moje odczucia, ale jak wyobraziłam sobie tę scenę, to aż mnie zatkało.

    Bardzo podoba mi się ten pomysł, że to sam Król zastawił na nich pułapkę. W sumie do tej pory chyba nie wiadomo dlaczego ich tu wysłał, więc kto wie… może rzeczywiście to wszystko było ukartowane? Bardzo mnie to zaciekawiło, bo mogłoby być świetnym zwrotem akcji! Lecę do następnego! ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja nie wiem czy mam brać to opowiadanie na poważnie. Wiedz, że w planach miałem przeczytać wszystkie rozdziały i zostawić komentarz pod ostatnim, zawierając w nim wszystkie moje odczucia co do tych wcześniejszych, ale po drodze wymiękłem (godzina już nie ta, a oczy stare), poza tym zanim kontynuuję, chciałbym wiedzieć czy moje odczucia choć trochę pokrywają się z twoim zamiarem.
    Podobał mi się początek tej opowieści - zmieszanie bajki z SF i "Panią Księżyc". Później podobało mi się mniej, bo choć nie mam nic do scen walki, to w chwili, gdy jakiś autor na wstępie wrzuca wszystkie możliwe postacie, albo ich większość do toczenia jakiegoś boju, to jest to strasznie zamieszanie i trzeba mieć naprawdę dużą zdolność, by czytelnicy się nie gubili w postaciach, nadać im charakterystycznych cech, w odpowiedni sposób każdą z nich wprowadzić i podkreślać jej znacznie. Ty próbowałaś to zrobić, ale nie ze wszystkimi ci się to udało, więc chyba jestem kolejny, który skarży się na to, że postacie mu się mylą. Powiem też, że mimo świetnych opisów walki i rozczłonkowywania ciał, to jednak wolę tę sceny z pałacu i to one we mnie wzbudzają więcej emocji, niż zabijanie się robocików (wiem, że nie wszyscy są robotami, no ale większość to jakieś dziwadła). Zauważyłem też, że szybko się niektórych pozbywasz. Ledwie się pojawiają, a już giną, ja jako czytelnik do tego nie nawykłem. Oczywiście źle gdy jakiś autor tak bardzo przywiązuje się do głównych postaci, że boi się jakąś z nich uśmiercić, ale jak uśmierca ich szybko i już na samym początku, to też moim zdaniem niedobrze.
    Muszę jednak też napomnieć, że moja ocena jest tylko moja, taka według mnie i być może niezgodna z prawdą i w kosmicznych opowiadaniach być może robi się tak jak ty to robisz. Ja raczej takich książek nie czytuję, a twoje opowiadanie jest jedynie w tym temacie na jakie trafiłem.

    Pozdrawiam
    http://dariusz-tychon.blogspot.com/p/moje-blogi_5.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i zapomniałbym o najważniejszym, o tym co napisałem na początku. Ja nie wiem czy opowiadanie mam traktować poważnie, bo tutaj niby scena walki, czyli poważne wydarzenie, a nagle w opisie pojawia się zdanie, które zmusza do zaśmiania się. Uważam to za trochę bezsensu. Jak jedno to nie drugie. Jak chcesz, by czytelnik wczuł się w grozę i w to, że bohaterom coś zagraża, to nie ma sensu wkręcać w to komedii. Jeszcze gdyby to był jeden czy dwa takie zwroty podczas np przemieszczania się, jakieś przekomarzania, ale u ciebie to ma miejsce w chwilach autentycznego zagrożenia i jest dosyć częste.

      Usuń
    2. Zauważyłam, że wielu ludziom się to nie podoba, ale nie zamierzam robić czegoś pod nich. Ja miałam taką wizję - i jeśli jest dla innych zła - trudno. To jest dla mnie frajda i prawda taka, że nikogo do czytania nie zmuszam. :) Dziękuję za opinię, szanuję.
      Co do traktowania opowiadania na poważnie - ja mam takie poczucie humoru. W chwilach grozy uwielbiam śmieszki. Dla kogoś kto czasami przerzuca trupy to nic niezwykłego :)
      Pozdrawiam i dziękuję za ciekawy komentarz!

      Usuń