Ciemna energia otaczała dłonie
Luny. Wyciągnęła ręce przed siebie, prostując je i wystrzeliła
atak prosto na ghule. Stworzenia wyparowały. Jednak następni
ruszyli do ataku. Z kolejnymi poradziła sobie bez problemu. Przez
upierdliwe ghule rozłączyła się z pozostałymi. Nie wiedziała,
czy są razem, czy tak jak ona: sami.
Ghule mnożyły się niesamowicie szybko. Nie
miała pojęcia skąd przybywają i ile ich jeszcze jest. Przestała
do nich strzelać pojedynczo. Pojawiło się ich po prostu za dużo.
Postanowiła otoczyć się mrokiem. Stworzyła ciemnogranatową bańkę
i stała się jej centrum. Powiększała ją z chwili na chwilę.
Każdy ghul, jaki znalazł się w środku bańki przypominał posąg.
Znieruchomiały, otoczony granatowym cieniem. Więzienie ghuli
przypominało żelazną dziewicę. Bańka pękła, lecz ghule
pozostały w bezruchu. Kiedy Luna zacisnęła dłonie w pięści,
mrok zmiażdżył zgniłe ciała istot.
Na chwilę mogła odpocząć. Miała czas, aby
ustalić swoje położenie i wybrać drogę, by odnaleźć resztę.
Nagle niebo rozjaśniło żółte światło alabastera. Sygnał
został wysłany. Luna wiedziała co on oznaczał.
Po chwili, po przeciwnej stronie nieba rozległ
się drugi sygnał. Kolejny alabaster zaświecił żółtym światłem.
Luna patrzyła na to z niedowierzaniem. Albo król
Krainy Światła nie miał o tym pojęcia, albo specjalnie zataił
obecność dwóch Pożeraczy.
Kolejne ghule powoli nadchodziły, a ona musiała
podjąć decyzję, w którą stronę się uda.
~*~
Na szyi Anabelli zawisły na jednym rzemyku:
jadeit, który obdarowywał przedmioty magiczną mocą, ametyst –
wzmacniający siłę magiczną i smitsonit wspomagający regenerację.
Stanęła ramię w ramię z Prim. Kiedy Lauder wyciągnął swoją
broń – a był to metalowy, przyozdobiony nutami kij, który się
rozkładał – Anabella użyła na nim zaklęcia wzmocnienia. Jadeit
zaświecił na krótką chwilę zielonym światłem i wtedy broń
Prim przemieniła się. Stalowy kij mocno się wydłużył osiągając
prawie dwa metry, a na jego zakończeniu pojawiło się zielone
ostrze. Teraz przypominał obusieczną kosę.
Obie zajęły się zwalczaniem ghuli. Prim
ćwiartowała ich ciała kosą, a Anabella ciskała w nie zaklęcia.
Powoli przemieszczały się w stronę osady. Zdały sobie z tego
sprawę dopiero, kiedy zostały przyparte do drewnianego płotu
oznaczającego granicę wsi. Przeskoczyły przez niego i schowały
się między drewniane chaty. Zauważyły, że ghule miały problem z
przedostaniem się przez płot. Większość z nich sama nadziała
się na ostre końce drewnianego ogrodzenia, które zostało
postawione, aby chronić osadę przed zwierzętami z lasu.
Anabella i Primumya postanowiły przejść się po
wiosce. Ani na chwilę nie opuściły gardy, ponieważ w każdej
chwili mógł pojawić się ghul, albo Pożeracz.
Główną zabudową osady stanowiły drewniane
chaty. Jednak im głębiej wchodziły, tym domy wydawały się nieco
wyższe i z mocniejszego materiału wykonane. A przynajmniej przed
przybyciem Pożeracza były. Teraz u większości domów dachy były
pozrywane, okna wybite, a gdzieniegdzie ściany roztrzaskane.
Wszędzie walały się gruzy, ale nie było nigdzie trupów.
– Pożeracze Dusz pożerają tylko dusze, tak? –
zapytała Prim uważnie się rozglądając.
– Tak, a co?
– Gdzie są ciała? Nie powinny tutaj być?
– Podejrzewam, że ghule mogły je zeżreć.
– W sumie racja – przyznała. Kiedy minęły
kolejne rozwalone mieszkanie, Prim wydawało się, że usłyszała
ciche jęknięcie. Zatrzymała się i w ciszy podeszła nieco bliżej.
Jeżeli coś tam było, to była pewna, że znowu coś usłyszy.
Anabella zorientowała się, że jej towarzyszka została z tyłu,
poczekała na nią. – Słyszałaś? – Szepnęła po chwili.
– Co?
– Głos. Dochodzi stamtąd. – Wskazała na
zawalony budynek. – Sprawdzę!
– Czekaj! – Zawołała za nią Anabella, ale
było już za późno. Prim zniknęła.
Westchnęła ciężko i oparła się o ścianę,
która w prawdzie się rozwalała, ale jeszcze stała. Długo nie
musiała czekać na przyjaciółkę. Pojawiła się tak szybko jak
zdążyła zniknąć, jednak nie sama. Czarownica rozdziawiła usta
nie mogąc uwierzyć swoim oczom. W osłupieniu nie usłyszała
płaczu małego ludzkiego chłopca. Dzieciak miał góra osiem lat.
– Ale jak... Pożeracze powinni go wyczuć. Nie
zostawiliby go przy życiu... - Jęknęła czarownica.
– Schował się wśród gruzów – powiedziała
Prim. Widocznie bycie Lauderem to nie tylko wydobywanie z siebie
dźwięków, ale także słuchanie innych głosów.
– Powinnyśmy go uciszyć, bo może coś zwabić!
– Chłopiec cały czas płakał. Uspokajanie nic nie dało. Prosił
tylko, aby zaprowadzić go do mamy i taty. Obie wiedziały, że jest
tylko jeden sposób, aby przestał wydawać z siebie irytujące
dźwięki. – Musisz mu zaśpiewać, Prim.
– Chyba nie ma wyjścia. – Westchnęła.
Posadziła chłopca na odłamanym kawałku ściany,
a sama kucnęła obok niego. Swoją broń położyła na ziemi, obok
nogi. Wzięła głęboki wdech i wydobyła z siebie pierwsze słowa
piosenki. Spokojny głos powoli docierał do uszu chłopca i
Anabelli. Czarownica po chwili użyła zaklęcia, aby nie słyszeć
głosu Prim. Choć uwielbiała głos towarzyszki, to nie mogła sobie
pozwolić na rozkojarzenie. Powolna piosenka w dziwnym języku,
którego nikt nie potrafił pojąć, ukoić potrafiła każdą
zranioną duszę. Dlatego słuchanie nawet przez chwilę mogło
doprowadzić do tego, że odpłynęłaby. A ktoś musiał stać na
warcie jakby zaatakował ghul lub Pożeracz.
Lauderzy specjalizowali się w śpiewaniu. Do tego
zostali głównie stworzeni. By leczyć śpiewem. Prim należy do
Lauderów z pierwszej generacji. Jest najstarsza.
Primumya skończyła swoją piosenkę. Chłopiec
przestał płakać. Patrzył prosto przed siebie i sam wydawał się
nie mieć pojęcia co się dzieje.
Wtem rozległ się odgłos powolnego klaskania.
– Naprawdę, piękna piosenka!
Anabella i Prim obejrzały się za siebie. Ich
oczom ukazała się wysoka kobieta z obfitym biustem, talią osy i
krótkimi blond włosami. Oczy świeciły na czerwono. Kiedy
wyszczerzyła się ukazała rząd ostrych zębów. Każdy zakończony
był w kształt trójkąta. Tajemnicza nieznajoma ubrana była w
zgniłozieloną sukienkę. Obcisła, do połowy ud i krótkimi
rękawami oraz stojącym kołnierzem.
Ośmiolatek na widok kobiety powtórnie dostał
ataku paniki. Śpiew Prim poszedł na marne.
– Kim jesteś? – Zapytała ostro Prim.
– Oh, zapomniałam się przedstawić. Jestem
Victoria i dziękuję wam za znalezienie tego bachora. Zaraz dołączy
do reszty. – Oblizała usta i wyciągnęła z kieszeni sukienki
niebieską kulę.
Anabella chwyciła alabaster i rzuciła go do
góry. Po chwili sam wystrzelił i zaświecił żółtym światłem
rozjaśniając nocne niebo.
– Anabella! – krzyknęła Prim.
– Nie mam wątpliwości – powiedziała
stanowczo. – Ona jest Pożeraczem.
Blondynka uważnie się przyglądała nowym
zdobyczom. Nie bardzo przejęła się tym, że wysłały sygnał
S.O.S.
Po chwil, po drugiej stronie osady zaświecił
drugi alabaster. Prim i Anabella patrzyły w niebo osłupiałe. Czy
tam też był drugi Pożeracz, czy Ana się myliła? – Zapytała
w myśli Prim. Wstała biorąc w rękę broń i zasłoniła chłopca.
~*~
Dogg, Zane i Jack przedarli się przez ghule i
trafili do osady. Tak jak Amuto się spodziewał – wioskę ogradzał
płot, który miał chronić tutejszą ludność przed dzikimi
zwierzętami. Bezmyślne istoty miały problem z pokonaniem
ogrodzenia. Niektóre się na nie nadziały , inne obijały o siebie
– tych nadzianych – i poszły szukać innej drogi.
Dogg stanął zadowolony i pochwalił za pomysł
Jacka.
– Skąd wiedziałeś? – Zapytał Zane.
– Strzelałem. Mieszkając w środku lasu, kto
by chciał na co dzień widywać dziki, które niszczyłyby ogródek?
– Czyli jak zwykle kierowałeś się sympatią
do roślin! – Zaśmiał się głośno Dogg. Jack spojrzał na niego
bez wyrazu. Ni tu ze złością, ni z radością. Zawiedziony, że
nie wyprowadził z równowagi towarzysza westchnął bezradnie. –
To co? Szukamy Pożeracza? Wolałbym go spotkać zanim dziewczynom
się to uda.
Zane skinął energicznie głową. Obaj ruszyli
przed siebie zostawiając Jacka z tyłu. Ten spojrzał na las i
ściągnął brwi. Nad koronami drzew dostrzegł wijący się mrok
Luny. Jednego ghula posłała do nieba. Cielsko istoty wzbiło się
na chwilę w górę, aby po chwili utonąć wśród drzew. Zacisnął
ręce w pięści i dołączył do Dogga i Zane'a. Kto jak to, ale nawet
jeśli zostałaby sama wiedział, że sobie poradzi.
Trochę nie poszło po twojej myśli –
pomyślał doganiając towarzyszy.
Wyrównał z nimi krok i włączył się w
rozmowę. Dogg ubolewał nad tym, że nie znał zapachu Pożeracza.
Dzięki temu mogliby szybciej go wytropić. To była jedna z wielu
zalet białowłosego wraz z jego psią wiernością. Nawet jeśli nie
podobała mu się pomoc Królowi Światła, to nigdy nie sprzeciwiłby
się woli Luny. Jeśli ona tego chciała, szanował to.
Zane w tym czasie pochłaniał każdy fragment
zniszczonego miasteczka. To była jego pierwsza przygoda dlatego czuł
tak wielkie podekscytowanie. Dopóki nie spotkał Luny i reszty, jego
życie wyglądało całkiem inaczej. Teraz czuł się wolny i mógł
robić to co tylko chciał. Chociaż w prawdzie wiedział, że tutaj
wydarzyła się wielka tragedia, ani chwilę nie ubolewał nad losem
ludzi. Nie dotarło to do niego, bo nie spotkali na swojej drodze
żadnego trupa. To miejsce wyglądało po prostu na opuszczone.
– Ma ktoś z was alabaster? – Wtrącił Jack.
– Ja mam. – Dogg wyjął żółty, niewielki
kryształ z kieszeni kurtki. Pomachał nim przed nosem rudowłosego.
– Ale nie zamierzam go użyć. Jak spotkamy Pożeracza, to sami się
nim zajmiemy.
– Luna tego by tego nie chciała... –
powiedział nieśmiało Zane.
Dogg zmarszczył brwi. Nawet nie pomyślał o tym,
że jego zachowanie podchodziłoby pod niesubordynację. Nie chciał
się przeciwstawiać rozkazom. Czułby się potem przez cały czas
źle.
Podczas jego wewnętrznych rozterek Jack zatrzymał
się. Patrzył na wprost siebie i wytężył swój wzrok. Zene stając
z nim ramie w ramię próbował dostrzec to co rudowłosy. W końcu
poddał się i zapytał o co chodzi.
– O cholera! – Krzyknął zaskoczony Jack.
Dogg pochłonięty wewnętrznym konfliktem co byłoby dobre dla
reszty, a swoją wiernością, nie zwrócił najmniejszej uwagi na
swoich towarzyszy.
Zane poczuł jak Jack go popchnął i przycisnął
do ziemi. Wyłożył się jak długi i ucałował soczyście glebę.
I wtedy nad jego głową przeleciały kawałki ściany jakiegoś
budynku. Jack leżał obok niego i docisnął jego łeb w ziemię,
aby zlepione pustaki o niego nie zahaczyły. Sam ledwo uniknął
ataku. Dziękował swojemu refleksowi Amuto.
Białowłosy przyjął na siebie atak. Słychać
było jak kawałki ściany w efekcie ze zderzeniem z ziemią
roztrzaskują na mniejsze kawałki. Jack szybko podniósł się
otrzepując czarne ubrania z piaskowego kurzu. Zane patrzył w stronę
Dogga z przerażeniem. Oczy miał szerzej otwarte, a wargi drżały.
– Nie maż się – powiedział ostro Jack. –
Piekielnego psa nie da zabi...
Znikąd pojawiła się owiana mrokiem postać i
wymierzyła silny cios Jackowi. Uderzyła go w brzuch, a siła
przeciwka była tak wielka, że odrzuciło Amuto na parę metrów.
Upadł na ziemię, lądując tuż przed domem. Szczęście w
nieszczęściu, dziękował, że w nic po drodze nie walnął. Dzięki
temu, że był Amuto, nie doznał żadnych obrażeń. Jego ciało
było praktycznie niezniszczalne i odporne na ataki, a co z tym szło
w parze – miał też więcej siły. Szybko wstał, sam zdziwiony
rozwojem sytuacji.
– Tego się nie spodziewałem... – Otrzepał
drugi raz ubrania.
Postać stanęła nad klęczącym na ziemi Zane'em.
Był to bardzo wysoki i szczupły mężczyzna. Mierzył ponad dwa
metry. Odziany był w czarny płaszcz, który sięgał ziemi. A na
głowie nosił skórzany kapelusz zakrywający połowę twarzy. Włosy
wroga były bardzo długie i czarne. Czerwone oczy przeszyły na
wskroś Zane'a. Sama jego postać wprowadzała w stany lękowe
przeciwników. Aby ostatecznie dopełnić swój wygląd upiora,
ukazał szereg ostrych jak brzytwa zębów. Sięgnął do kieszeni
płaszczu i wyciągnął niebieską kulę. Podstawił pod nosem
chłopca.
Zane słyszał cichutkie szepty wydobywające się
z błękitnej kuli. Nie rozumiał tego co się dzieje i nie potrafił
oderwać wzroku od magicznego przedmiotu. Czuł, że powoli odpływa.
Tracił kontakt z rzeczywistością. Wtem mężczyzna w kapeluszu
odskoczył. A w miejscu, gdzie stał wylądował kawałek gruzu.
Spojrzał osobę, która go zaatakowała z zaciekawieniem.
– Żyjesz. Ciekawe – podsumował białowłosego.
Dogg ledwo co utrzymywał się na nogach. Cały
był ubrudzony własną krwią, głośno dyszał i klął pod nosem.
Wyciągnął z kurtki alabaster. Chciał go wyrzucić kiedy ujrzał
na niebie ten sam sygnał. Po drugiej stronie osady był drugi
Pożeracz. Sytuacja wyglądała jeszcze gorzej niż się spodziewał.
Wyrzucił do góry własny sygnał S.O.S odpowiadając, że tutaj też
jest wróg.
Zane w tym czasie ocknął się. Kręciło mu się
w głowie, oparł się dłońmi o ziemię i wstał. Doczłapał się
do swojego miecza, który upuścił kiedy zaliczył bliższy kontakt
z ziemią.
– Co to? – Zapytał zdziwiony mężczyzna. –
Wysyłacie sobie z przyjaciółmi wiadomości? Wzywacie pomocy? –
Ciągnął uśmiechając się złowieszczo. – Wojsko w końcu
podupadło i przysłało dzieci?
– Nie jesteśmy dziećmi! – Warknął Dogg.
– Czyżby? – Wskazał na Zane'a. – Dzieci
umierają pierwsze.
Zniknął z oczu Dogga. Bezsilność jeszcze
bardziej rozzłościła białowłosego. Przeciwnik pojawił się
przed Zane'em. Tym razem nie wyciągnął kuli. Postanowił zabawić
się na ludziach i zadać ból najgorszy z możliwych. Utraty kogoś
bliskiego. Oblizał usta i zgiął palce u rąk. Jego paznokcie
wydłużyły się przypominając szpony. Zamierzał przebić na wylot
nastolatka. Wziął zamach, aby zaatakować.
Dogg nie zdążył dobiec do Pożeracza i go
powstrzymać. Wykrzyczał tylko do Zane'a, aby uważał. Jednak
jego głos nie dotarł na czas. Dogg upadł na kolana wycieńczony.
Poczuł przeszywający ból w klatce piersiowej. Podejrzewał, że
połowa jego organów jest poważnie uszkodzona.
Pożeracz poruszał się tak szybko, że Zane nie
zdołał go zauważyć w odpowiedniej chwili i móc się ochronić
przed atakiem.
Za Pożeraczem stanął Jack. Wyskoczył do góry
splatając nad swoją głową dłonie, a potem uderzył z całej siły
w łeb potwora. Zarył mordą o ziemię, szczęka wbiła się w
twardą glebę. Powalony przez człowieka nie mógł znieść dłużej
takiej zniewagi. Jednak to nie był koniec jego upokorzeń. Jack dał
się pochłonąć rozpuście gniewu. Zasadził mu takiego samego
kopniaka jakiego sam dostał na początku. Jednak to go nie
usatysfakcjonowało. Pożeracz winien ponieść większą karę za
chęć zranienia Zane'a.
Czarnowłosy podniósł się na łokciach i wypluł
piach, który niechcący zjadł. Spojrzał rozzłoszczony na Jacka.
Zaczął wątpić, że jest zwykłym człowiekiem. I utwierdził się
gdy zobaczył jak szafirowe oczy pochłaniane były przez szaleństwo.
Musiał się nim szybko zająć, bo wyczuwał jeszcze gorsze kłopoty.
Pożeracz podniósł się chwiejąc. Ciemne
kosmyki przysłoniły mu twarz. Wydobył z gardła wysoki dźwięk
przypominający krzyk. Po tym nastała głucha cisza, by po chwili
mogła zostać przerwana przez stado ghuli. Wielka gromada martwych
istot pojawiła się praktycznie znikąd. A martwemu marszowi
towarzyszył rechot Pożeracza.
Było ich znacznie więcej jak w lesie. Jack
ochłonął i wycofał się. Stanął obok Dogga i Zane'a.
– Zane, teraz możesz się popisać. Weź swój
Płomyczek. – Płomyczkiem nazywali miecz Zane'a.
Dogg posłał szczery uśmiech nastolatkowi.
Chłopak nie mógł uwierzyć w słowa starszego kolegi.
– Naprawdę mogę tego użyć? Wiecie, że
nie umiem jeszcze nad tym zapanować.
– Masz okazję. Drugiej nie dostaniesz.
Zane skinął. Poczuł jak krew w jego żyłach
zaczęła wrzeć. Adrenalina dała ku sobie znać wraz z
pojawiającymi się ghulami. Zbliżały się, co sekundę były
bliższe celu. Nastolatek cierpliwie czekał na odpowiedni moment.
I w końcu nadszedł. Chwycił mocno miecz.
Pierwszy raz w życiu był tak mocno zdeterminowany. Rękę, którą
dzierżył broń, zgiął w łokciu, a ostrze zbliżył ku licu.
Płomyczek zaświecił na moment niebieskim blaskiem. Po chwili
pojawiły się pierwsze niebieskie płomienie, które pochłonęły
cały oręż. Postawił krok do przodu i zrobił zamach. Między nimi
a ghulami powstała wielka ściana ognia. Zaczęła się
rozprzestrzeniać i palić wszystko na swojej drodze. Zane kierował
wielkimi płomieniami, które były mu całkowicie posłuszne.
– Nasz dzieciak dorasta – powiedział Jack z
nutką melancholii.
Dogg zaśmiał się, ale po chwili tego żałował.
Poczuł ukucie w klatce piersiowej. Obrażenia po bliskim spotkaniu z
gruzami dawały o sobie znać.
Pożeracz patrzył z zaintrygowaniem jak powoli
niebieskie płomienie zmierzają ku niemu. Każdy ghul, który tylko
ich dotknął zmieniał się w popiół.
– Niebieski płomień, który bez problemu
zabija demony, co? Hmmm... Wygląda, że mamy tutaj Divisera. –
Uśmiechnął się szeroko.
Niestety, ale jego płomienie Zane'a nie były w
stanie zrobić Pożeraczowi. Wtedy jeszcze tego nie wiedzieli.
Alaric (Pożeracz) czuł od błękitnych języków magiczną moc,
jednak była jeszcze za słaba. Chłopak miał wielki potencjał, ale
w tej chwili nie mógł się równać z kimś takim jak Alaric.
Zdecydował, że pora pójść na całość.
Ciało Alarica zdeformowało się. Z jego pleców
wyrosły cztery potężne macki, paznokcie drugiej dłoni urosły jak
poprzednie i przybrały wygląd szponów. Skóra zmieniła barwę na
siwą i stwardniała. Szczęka Pożeracza wydłużyła się i za
pierwszymi zębami wyrosły kolejne, tak samo ostre. Czerwone ślepia
kpiły nienawiścią.
Macki na jego plecach uniosły się wysoko,
obracając się przyssawkami do ognia. Napiął je i wypuścił z
nich czarną i gęstą ciecz, która ugasiła w mgnieniu oka ogień
Zane'a, wysysając z płomieni całą magiczną moc.
Jack i Dogg patrzyli w osłupieniu na Pożeracza,
który z łatwością wyssał magiczną moc Zane'a. Divisera. A Diviser
jest istotą posiadającą Dar od Boga. Może nie był silny,
bo dopiero się uczył nad nią panować, ale tej magii nie dało się
po prostu wyssać. A na pewno nie uczyniłby tego zwykły
Pożeracz.
Chyba, że...
– Kurwa. – Powiedział Jack. – To chyba
jednak nie jest Pożeracz.
Nie jest? To ja sądziłam, że Pożeracze to paskudne potwory, nie istoty o prawie ludzkim wyglądzie i już się cieszę, że miałam rację, a ten mi z tekstem wyjeżdża, że jednak NIE. xD
OdpowiedzUsuńPowiem Ci - rozdział jak z horroru. Spodobało mi się, że obie grupki, i biedna, osamotniona Luna, w tym samym czasie miały kłopoty i radźcie sobie sami, odsieczy nie ma. xD Podobają mi się klejnoty zwielokrotniające siły i, cóż, jakoś bardziej kibicuję męskiej części eskapady, bo po prostu rozbrajają mnie ich docinki. xD
Luna ma fajną moc. Też bym chciała robić rozszerzające się bańki "zamrażające" przeciwników. xD
Większosć demonów na pierwszy rzut oka wygląda jak człowiek, aby wtopić się w tło. Mi tu chodziło o to, że on był wstanie wchłonąć magię Zane, który jest Deviserem. xD Jak w zakładce pisało - istotą, która ma moc od Boga. XD
UsuńJak ten rozdział jest dla Ciebie jak z horroru, to zobaczysz następny! :D bardziej mi się podoba :D
Luna ma bardzo wielofunkcyjną moc, bo z mrokiem może robić co chce xD
Dzięki za odwiedziny :*
Popieram przedmówczynię-rozdział jak z horroru! Choć Pożeracze w tej formie bardziej mi odpowiadają, niż... niż w innej xD
OdpowiedzUsuńTrochę mam problem za nadążeniem kto jest kim, masz bardzo dużo postaci i nie za bardzo wciąż to ogarniam!
Faceci są super! Ale wciąż moją ulubienicą jest Luna! :D
I w pozostałych blogach również. Jak kiedyś wielokrotnie pisałam, Twoje szablony są śliczne!
Dzięki za info!
Pozdro!
K.L.
Specjalnie podzieliłam postacie na grupy, aby łatwiej było je przyswoić xDD Zawsze można się wspomagać zakładką "postacie" xDDD
UsuńDziękuje bardzo :D
Również pozdrawiam!
„zostały przyparte do drewnianego płotu odznaczający granicę wsi” – ‘oznaczającego’ będzie brzmiało najlepiej ;D
OdpowiedzUsuń„Znikąd pojawiła się owiana mrokiem postać i wymierzyła silny cios Jackowi. Uderzył go w brzuch (…)
- skoro postać, to „uderzyła”.
„ A martwemu marszu towarzyszył rechot Pożeracza” – marszowi
Znalazłam tu jeszcze kilka zdań, w których źle odmieniłaś słowa, ale nie jestem w stanie ich wypisać, bo nie pamiętam gdzie były. Zwracaj na to uwagę ;)
Podobało mi się to, że bohaterowie zostali trochę wyprowadzeni w pole. Miał być jeden Pożeracz, a okazało się, że są dwa. Z czego jeden prawdopodobnie wcale nie jest Pożeraczem tylko czymś silniejszym. Ciekawe było też to, że się rozdzielili. Wzbudziło emocje, bo wiadomo, że gdy bohaterowie są razem, to są silniejsi, a gdy się rozchodzą na różne strony, to czyha na nich większe niebezpieczeństwo. Jedni wzywali pomocy, potem drudzy, a tak naprawdę nikt nie był stanie pomóc, bo każdy prowadził swoją walkę. To było super;D
Jeszcze mylą mi się postacie. W sumie kojarzę tylko Lunę i Dogga, a reszta zlewa mi się w całość. Dość szybko przeszliśmy do opisów akcji, mało było wprowadzenia, zapoznania z poszczególnymi bohaterami, przedstawienia ich charakterów, jakiś charakterystycznych cech i dlatego wszystko mi się miesza. Kiedyś pewnie przestanie;D
Pozdrawiam! ;*
I czekam na kolejny ;)
Dziękuję za czujność. Czytam parę razy, ale niektórych rzeczy czasami już nie widzę. Najlepsze jest to jak uroję sobie w głowie, że tam jest słowo, które powinno być, ale go nie ma xD
OdpowiedzUsuńCieszę się, ze Ci się podobało. W każdym razie co do lepszego poznania postaci, wydaje mi się, że w następnym rozdziale właśnie można będzie poznać Prim i Anabellę. I Jacka. Ich będzie najwięcej.
Mam nadzieję, że przestaną Ci się mylić bohaterowie.
Pozdrawiam <3
Zapraszam na 7 rozdział Czar-Łowczyni!
OdpowiedzUsuńK.L.
Super.
OdpowiedzUsuńO rety, ale to pokręcone. xD Póki co trochę się gubię. ^^'
OdpowiedzUsuńAle końcówka! Po zajęciach wezmę się za dalszą część. :)
Pisze z komorki, wiec wybacz za brak polskich znakow.
OdpowiedzUsuńOgolnie rozdzial mi sie podobal, choc wciaz czuje niedosyt walk i okrucienstwa. Jeju, mam chec krwi xD dobra, cii. Zgadzam sie z Ruda. Ten moment, gdy kazdy wzywal pomocy, ale nikt nie mogl pomoc drugim, bo sami byli podczas walki mi sie rowniez podoba. Widac wdebli w niezle bagno i ktos ich chyba wrobil. W ogole zdziwilam sie, ze byl trzeci niby Pozeracz, skoro juz i Luna i Prim (czy jej kolezanka, ktorej imienia nie pamietam) dala sygnal SOS, a potem chlopacy staneli przed wrogien. Myslalam, ze to kolejny Pozeracz, a to jednak nie Pozeracz tylko jakis inny potwor-demon. Chociaz i tak czuje, ze wszyscy swietnie dadza sobie rade z przeciwnikami^^ fighting dla nich!
Jeszcze tak krotko wspomne, ze raz napisalas Zene zamiast Zane. No i wydaje mi sie, ze to imie sie "odmienia" przez dodanie apostrofu. Bo nieraz brakowalo mi Zane'a, a bylo Zane. Musialabys sprawdzic, jak to jest z tym imieniem. ;)
Zycze weny i pozdrawiam!^^
Wybaczam. Cieszę, że w ogóle wpadłaś. :D Czekałam na Twój komentarz. <3
UsuńChcesz krwi? W następnych rozdziałach będzie się lała. :D
Kurczę, czasami się zdarza napisać mi Zene zamiast Zane... ale to dlatego bo ZEN chodzi mi po głowie. xD za podobne imiona. :D
Sprawdzę ;)
Dziękuję za odwiedziny i również pozdrawiam!
Aww no ja zawsze jestem spozniona na blogach. A teraz jeszcze walcze z lenistwem lol xD
Usuń*-* moja zbawicielko krwi! Bede czekac z niecierpliwoscia!
I dobrze! Niech Ci sie Zen upomina. To za to, ze go tak szybko opuscilas! T.T
Będzie krótko, bo idę się szybko wykąpać i wracam do czytania.
OdpowiedzUsuńNadal mylę postacie i pisząc o tym by wprowadzać je stopniowo, nie miałam na myśli tego, by robić to w jakieś kolejności w mozolny sposób, a by czytelnikowi podać te postacie w tak, by je spamiętał. Trajkocząc "ten a taki kolor włosów i taką zdolność, a ta taki kolor oczu i to potrafi" wprowadziłaś taki miszmasz, że nie sposób tego ogarnąć. Jednak ja się nie powinnam wymądrzać, bo sama mam problem z wprowadzeniem postaci, gdy opowiadanie wymaga by było ich wiele.
Podobała mi się za to akcja, zwłaszcza ta z płotem i małym chłopcem. Albo mi się wydaje, albo gówniarz jest ważniejszy niż wydaje się im wszystkim.
Zakończenie zaciekawia i zmusza, by jak najszybciej przejść do kolejnego rozdziału, dlatego mój komentarz taki krótki, potem myju myju i dalsze czytanie ;)
Pozdrawiam
takamilosc.blogspot.com